"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Listy pasterskie: O OJCU ŚWIĘTYM

Mili Bracia w Chrystusie! Mój drogi ludu!

Jak wam wiadomo, wybrałem się w listopadzie roku ubiegłego w podróż do Rzymu, aby Stolicy świętej zdać sprawę ze stosunków kościelnych na naszym Śląsku i w duchu pątniczym zwiedzić groby świętych Apostołów. Dnia 1 grudnia stanąłem przed obliczem Ojca świętego. Nie będę opisywał głębokich wrażeń tej chwili. Ktokolwiek zbliża się do Papieża z wiarą i widzi w Jego osobie głowę Kościoła i Namiestnika Chrystusowego na ziemi, ten nie może się oprzeć blaskowi godności i powagi, który bije z dostojnej ojcowskiej jego postaci. Każdy przed Papieżem czuje się małym i nikłym, drobną cząstką owczarni Chrystusowej. Ale równocześnie każdy ma tę świadomość, że staje przed Papieżem jako ukochane dziecko przed najlepszym ojcem.

Przyjął mnie Ojciec święty z ujmującą dobrocią i łaskawością. Troskliwie wypytywał się o nasze stosunki kościelne, polityczne i społeczne. Z ojcowskich uwag i nauk, ze słów pociechy i uznania, z jaśniejących oczu i uśmiechniętej dobrotliwie twarzy biła głęboka i czuła miłość dla śląskiej ziemi. Po żywej wierze spodziewa się rozkwitu przyszłej diecezji śląskiej i jej dodatniego oddziaływania na inne dzielnice Polski. Zapewnił mnie, że o nas pamięta w swych wielkich planach i zamiarach, w swoich cichych modlitwach i ojcowskich westchnieniach. Błogosławi ludowi śląskiemu w tej myśli, by żywa wiara przyświecała mu na drogach nowego bytu. Z czułym podziękowaniem przyjął ofiarę świętopietrza, wiedząc, że to wdowi grosz, ofiarowany szczerze i z miłością przez lud biedny i pracujący, i nie poprzestał na ustnej podzięce, ale przez swego Sekretarza Stanu, ks. Kardynała Gasparriego, podziękował dodatkowo osobnym, zaszczytnym dla nas listem, który czytaliście w dziennikach.

Chociaż bywałem w Rzymie inne razy, nigdy nie uderzyła mnie w tym stopniu wielkość Papiestwa, jak za ostatniego pobytu. Zwróciło moją uwagę wprost widoczne wzmaganie się wpływów i znaczenia Stolicy świętej, tak w wewnętrznym zarządzie kościelnym, jak i na zewnątrz, w stosunku do państw i rządów. Niewątpliwie imponować muszą każdemu wytężone prace Stolicy świętej około wewnętrznej i zewnętrznej rozbudowy Kościoła, a imponować muszą głównie tym, że opierają się na planach i inicjatywie samego Ojca świętego, który zakreślił je na światową skalę i obliczył nie tyle na obecną chwilę powszechnego przesilenia, ile raczej na daleką metę dziejową. Niemniej jednak podpada, że największe mocarstwa, a nawet państwa, w których katolicy stanowią słabą mniejszość, ubiegają się o względy Ojca świętego. Po doświadczeniach ostatnich lat dziesięciu, przyszli światli mężowie stanu do przekonania, że przyjazny stosunek z tą najwyższą moralną powagą w świecie nie tylko w niczym nie ubliża mocarstwowemu stanowisku, choćby największych potęg, lecz przeciwnie, zapewnia im wybitne korzyści i podnosi ich prestiż międzynarodowy. Właśnie najtęższe głowy polityczne odnoszą się do Ojca świętego z wielkimi względami i ustępliwością. Zdają sobie sprawę z tego, że cokolwiek według życzeń Papieża uczynią dla Kościoła katolickiego w swych krajach, to wyjdzie nie tyle na korzyść Stolicy świętej, ile na pożytek państw samych. Widzimy, że narody mądrze rządzone zajmują w stosunku do Papieża odmienne stanowisko, niż do innych rządów, i starannie unikają konfliktów z tą najwyższą i ostatnią potęgą moralną. Słusznie wychodzą one z założenia, że Papież nigdy nie stanie w opozycji do żadnego państwa, aby mu szkodzić, a jeżeli podnosi sprzeciwy, to odnoszą się one do błędnych kroków i fałszywych zamierzeń państwowo-kościelnych, które w skutkach swoich więcej gotowe wyrządzić szkody samemu państwu, niż Kościołowi.

Toteż nigdy nie byo tylu przedstawicieli dyplomatycznych przy Stolicy świętej, jak obecnie. Poprzednio nigdy nie widziałem tam tak ścisłego skupienia się całego świata około Papieża. Nigdy za mej pamięci Rzym nie przedstawiał tak barwnego i zupełnego zespołu wszystkich ras, uczących się na uniwersytetach papieskich. W życiu i ruchu kościelnym nigdy nie odczułem tak dobitnie ogromu moralnej potęgi, którą Papież skupia w swym ręku, a które włada tak szczęśliwie i biegle, jak gdyby na Stolicy Piotrowej zasiadał od dziesiątków lat.

Postanowiłem tedy podzielić się z wami tymi wrażeniami i uzupełnić je kilku słowami o znaczeniu Papieża, nie w odniesieniu do polityki i dyplomacji, ale o ile jest głową Kościoła i jego najwyższym pasterzem.

Musimy sobie przede wszysłkiem uświadomić, że Papiestwo nie powstało drogą jakiegoś faktu ludzkiego, nie jest rezultatem ewolucji życia kościelnego, a tym mniej tłumaczy się narzuceniem się biskupów rzymskich reszcie hierarchii. Twórcą Papiestwa jest sam Chrystus, jak tego niezbicie dowodzi Ewangelia.

Jak gmina potrzebuje wójta, miasto burmistrza, a naczelnika państwo, tak potrzebowała głowy i przewodnika ta wielka, bo cały świat obejmująca społeczność, którą Chrystus stwarzał w postaci Kościoła. O tym nie mógł Chrystus zapomnieć i nie mógł nie wyposażyć tej głowy w taką władzę, jakiej wymagały cel i charakter Kościoła. I oto pewnego dnia, tam na brzegach morza Tyberjadzktego, Chrystus Pan w toku nadzwyczaj poważnej i czułej rozmowy z Piotrem po dwakroć mu powiada: ,,Paś owce moje". Mówił o owczarni swego Kościoła, o której poprzednio był powiedział, że będzie jedna pod jednym pasterzem. Poddał tak Chrystus Piotrowi cały swój Kościół, nie robiąc wyjątku ani dla Apostołów, chociaż i oni otrzymali byli wysoką godność i władzę w tejże owczarni. W owej chwili Piotr stał się widomą głową Kościoła i Namiestnikiem Chrystusa na ziemi, nie mając obok siebie równego, a nad sobą nikogo prócz Boga.

A władza jego? Władzy tej nie mógł Chrystus szerzej zakreślić, jak słowami: „Tobie dam klucze królestwa niebieskiego. A cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiesiech, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech". Tę zwierzchniczą władzę wykonywał św. Piotr wiernie całe życie, a po jego śmierci przeszła ona na jego następców na biskupiej stolicy rzymskiej, na której zakończy swój żywot.

Tak powstało Papiestwo. Taki miała boski początek ta jedyna w swym rodzaju dynastia, panująca nad sumieniami. W pełnym poczuciu swej najwyższej władzy sprawowali Papieże po wszystkie czasy rządy nad Kościołem, a gdy tego zachodziła potrzeba, umieli nieugięcie bronić swego prymatu, nie jako wywalczonej zdobyczy, lecz jako świętej i nietykalnej spuścizny i woli Boskiego Mistrza.

Wynika stąd, że nie masz Kościoła Chrystusowego bez Papieża. Taki kościół nie byłby zgodny z boską myślą Chrystusa i z istotną organizacją, jaką On nadał swej owczarni. Nie mogą być Chrystusowymi nawet te kościoły, które mają swych biskupów, ale nie uznają Papieża, bo ten sam Chrystus, który ustanowił godność i władzę biskupią, poddał się pod autorytet Piotra i jego następców. Toteż od najpierwszych początków chrześcijaństwa łączność z Papieżem była znakiem i dowodem przynależności do prawdziwej wiary i owczarni Chrystusowej. Już św. Cyprian w trzeciem stuleciu wołał: „Jakże może kto sądzić, że jest w prawdziwym Kościele, jeżeli opuszcza Stolicę Piotrową, na której Kościół jest ufundowany?".

Dzieje dziewiętnastu wieków wykazują, że Papiestwo jest dla Kościoła czymś więcej, niż czystą reprezentacją naczelnej władzy. Poznamy to jasno, jeżeli zestawimy życie Kościoła z bytem tych owczarni, które wyzwoliły się spod zależności od Papieża. Przypatrzmy się najprzód schizmie. Miała ona i ma swych patriarchów, a jednak jej historia, to dzieje nieustających rozterek i walk w łonie episkopatu. Mimo wszelkich wysiłków władza patriarchów i ich wpływy malały i maleją w dalszym ciągu. Żadne zabiegi nie powstrzymały jej rzeczywistego upadku. I nie mogło być inaczej, gdyż z chwilą odrzucenia prymatu papieskiego schodzimy na stopień hierarchii, na którym wszyscy biskupi są sobie zasadniczo równi, i na którym nie ma dostatecznego powodu, aby uzależniać jednego biskupa od drugiego. W następstwie tego zaczęło się rozpadanie schizmy na niezależne od siebie kościoły. Tak zwana autokefalia kościołów greckich w gruncie rzeczy znaczy tyle, co ich udzielność i niezależność od wspólnej głowy. A jak się kościoły grecki i prawosławny już rozpadły na różne odłamy, tak te odłamy w dalszym ciągu kruszyć się mogą i kruszyć się będą na drobniejsze kościółki niezależne.

Gorzej jeszcze dzieje się w łonie tych sekt, herezji i tak zwanych kościołów narodowych, które, odpadając od Papieża, nie uratowały nawet hierarchii kościelnej. Tam ten proces wewnętrznego rozstroju i rozkładu jest szybszy i radykalniejszy. I jest to zupełnie zrozumiałe, jako konieczne następstwo zerwania z ośrodkiem jedności i władzy. To, co powstaje buntem, kończy zwykle anarchią.

Widzimy dalej, że każdy odłam Kościoła, odpadający od łączności z Papieżem, zsuwa się tym samym na poziom ludzkich tworów i poczyna dzielić losy tego, co stoi myślą ludzką i ludzkim wysiłkiem. Nawet schizma, pomimo, że wyniosła z Kościoła hierarchię i Sakramenta święte, z dala od Papiestwa stanęła i stoi, nie stawia żadnego kroku naprzód, niby skostniała i porażona. Uruchomia aparat religijny, który miała w chwili rozbicia jedności kościelnej, ale te urządzenia zamierają. Nie odnawia się, nie odtwarza i jest jakby bezpłodna.

Herezje zaś i sekty, które z hałasem i krzykiem zrywają jedność kościelną, podnosząc hasła reformy, chciałyby iść naprzód niepohamowanie i szybko, lecz już po pierwszych nerwowych krokach, podyktowanych nienawiścią i fanatyzmem, odczuwają niemoc swoją i zwalniają biegu, znacząc drogę swego smutnego pochodu stopniowym marazmem, a w końcu samymi negacjami. Rozpraszają naukę Chrystusową, tracą Jego prawdy, porzucają jeden artykuł wiary po drugim i niejednokrotnie dochodzą do wyparcia się nawet bóstwa Chrystusa.

W tej niemocy szukają ratunku i oparcia w czynnikach ludzkich. Albo zaprzedawają się rządom i w roli kościołów państwowych stają się ślepym a powolnem narzędziem polityki. Albo rzucają się w objęcia nacjonalizmu i jako kościoły narodowe spełniają funkcję religijnej reklamy dumy szczepowej, gotowe uświęcić każdy ruch narodowy, choćby przesadny, chorobliwy i niesprawiedliwy. Albo imają się złota i dolarami skupują sprzedajne dusze, aby nimi przynajmniej częściowo zapełniać rosnące luki w swych szeregach.

Jakże wobec tego obrazu całkiem w innym świetle przedstawia się Kościół, rządzony przez Papieży. Przypomnijmy sobie, jak to Chrystus na drodze do Cezarei rzekł do Szymona: „Tyś jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go". Nie chce Chrystus, aby Szymon pozostał takim zwykłym Apostołem jak Jakub, Jan, Andrzej... albo zwykłym członkiem Kościoła jak rzesze uczniów albo tłum wiernych. Więc przekreślając mu imię rodowe, nazywał go kamieniem (Piotrem), bo czyni z niego epokowy fundament swego Kościoła i trwanie tego Kościoła łączy z tym fundamentem na zawsze, „a bramy piekielnie nie zwyciężą go". Odtąd każdy Papież, mniejsza o to, czy poprzednio był rybakiem, czy literatem, czy uczonym, czy się nazywał Barione, czy Hildebrandem, czy Rattim, z chwilą, gdy obejmuje pasterzowanie owczarni Chrystusowej, jest tą opoką wiecznotrwałą, z którą Kościół łączy się tak, jak gmach ze swym fundamentem, jak ciało z głową.

Oparty o ten fundament Papiestwa, Kościół katolicki po dziewiętnastu wiekach istnienia stoi dziś przed nami jako niewzruszona i największa potęga moralna w świecie. Wewnętrznie ściśle spojony doskonałą organizacją, opartą na znakomitem prawie kościelnem, karny nadprzyrodzonym poszanowaniem władzy, skupia się około swej najwyższej głowy z uległością najzupełniejszą, bo oparte na motywach wiary. To stanowi jego nieprzezwyciężoną siłę, jego jedność. Toteż Kościół przeszedł prześladowania i walki, uciski i kataklizmy wieków, a nie runął. O Opokę Piotrowę rozbijały się gniewy, oszczerstwa, herezje, rządy i dynaste, ale jej nie skruszyły. Słońcem bożym oblany, stoi dziś na tej opoce ten sam Kościół, świecąc narodom jako znak zbawienia tak jasno, jak przed dziewiętnastu wiekami w dzień Zielonych Świątek. O te skałę Piotrową odbijać się będę w dalszym ciągu przewroty, wstrząśnienia, wezbrane fale ludzkiej złości, ale jej nie zmogą, bo ona stoi wszechmocnym słowem bożem. Nie powstała myślą ni rękę człowieka, i dlatego myśl ludzka jej nie wywróci, a ręka ludzka jej nie obali.

Z nauki Chrystusa nic Kościół nie uronił, bo nad jej czystością czuwa następca Piotra, do którego Chrystus rzekł: „Jam prosił za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty... utwierdzaj braci twoich". Zmieniające się kierunki myśli ludzkiej nie wypaczyły powierzonych Kościołowi prawd, gdyż Papież „utwierdza braci", utwierdza wiernych, utwierdza kapłanów, utwierdza biskupów, a utwierdza w wierze nieskażonej, bo poręczonej wszechmocną i niezawodną modlitwą Chrystusa.

Kościół Papieży jest do dziś świeży, żywotny, płodny. Żyje pełnem życiem, ciągle działa, ciągle tworzy. Metodę pracy przystosowuje do przekształcających się warunków, a od tronu papieskiego, stosownie do czasu i potrzeb, rozlewają się szerokimi korytami poprzez wszelkie kraje niezliczone dobrodziejstwa, nie tylko religijne, ale i kulturalne i materalne. Korzystają z nich sumienia i umysły, wiedza i sztuka, biedni i głodni, bez różnicy kraju i przynależności narodowej, bez względu na spory i walki między ludami. Papież niezawisły od władzy państwowej, nie identyfikuje się z żadnym narodem. Jest ojcem wszystkich ludów tak, jak Chrystus, którego przedstawia, jest wszystkich Bogiem; tak jak Kościół, któremu przewodniczy, jest Kościotem katolickim, czyli powszechnym. Kto by chciał Papieża ograniczyć do interesów jednego narodu, ten by stworzył karykaturą Papiestwa tak, jak są karykaturą Kościoła Chrystusowego wszelkie kościoły narodowe.

A jeżeli poprzez wieki Papiestwo jaśniało blaskami, którym nic nie dorówna w dziejach państw i dynastii, to i dziś z wysokości Piotrowej opoki pada na zamroczony świat tak wielka światłość, jak rzadko dotąd. Pada i na naszą polską ziemię, wskazując drogi boże i dobre kierunki. Pada i na naszą śląską krainę, przyświecając pracy robotnika w dusznej hucie, świecąc górnikowi w ciemnych czeluściach, oświetlając kroki gospodarza na śląskich łanach, wszystkim zwiastując „pokój Chrystusowy", bez którego ludzkość znękana nie wróci do równowagi i szczęścia.

Biedny, kto tej światłości nie dostrzeże! Biedni ci wszyscy, którzy Papieża nie znają i nie mają. Biedni ci heretycy starzy i nowi, którzy mu jego władzy i powagi zazdroszczą, ale jej uznać nie chcą. Biedni ci prawosławni, od dawna skrycie stęsknieni za jednością Kościoła, za miłościwymi rządami i sercem ojcowskiem ustanowionego przez Chrystusa Pasterza, A my, my szczęśliwe dzieci Ojca świętego, otoczmy tron jego sercami i modlitwą. Skupmy się około niego w duchu wiary i miłości, ślubując mu dozgonne wierność i posłuszeństwo.

Nadchodzi rocznica wyboru i koronacji Ojca św. Piusa XI. Z tej okazji cały Kościół daje wyraz uczuciom synowskiego przywiązania do Papieża. W świątyniach odbywają się nabożeństwa na podziękowanie Panu Bogu za ustanowienie Papiestwa i dla wyproszenia łask bożych panującemu Ojcu świętemu. Odbywają się akademie i odczyty. Prasa katolicka poświęca Papieżowi bogate artykuły, a do Watykanu i Nuncjatur wpływają zewsząd adresy, gratulacje, życzenia. Nasz Śląsk nie powinien i nie może pozostać w tyle za innymi w tej pięknej demonstracji katolickiej. Owszem, mając względem dostojnej osoby Jego Świątobliwości Papieża Piusa XI szczególne powody do wdzięczności i miłości, powinien się okazałością i szczerością tych manifestacji wysunąć na czoło i stale przodować.

W tym celu zarządzam szczególny obchód papieski, który się odtąd corocznie w wszystkich parafiach Administracji Apostolskiej odbywać będzie w niedzielę po rocznicy wyboru Ojca świętego. W roku bieżącym przypada to święto na dzień 10 lutego i obchodzić się będzie według następującego porządku:

Główne nabożeństwo polskie i niemieckie będzie uroczyste i okazałe, z kazaniem o znaczeniu Papiestwa. Po sumie odśpiewa się przed Przenajświętszym Sakramentem „Te Deum" i udzieli się błogosławieństwa sakramentalnego. Na to nabożeństwo zaproszą wielebni Książa Proboszczowie władze miejscowe i szkoły. Organizacje katolickie i związki kościelne wezmą urzędowy udział ze sztandarami i oznakami. — Po nieszporach urządzi się w stosownym lokalu uroczyste zebranie ludowe z udziałem Stowarzyszeń katolickich, a z wykluczeniem wszelkich trunków. Nastrój tego zebrania ma być poważny i podniosły, do czego przyczynią się odpowiednie dekoracje sali, śpiewy i występy muzyczne. Po zagajeniu zebrania przez Ks. Proboszcza wygłosi wybrany przez niego mówca przemówienie okolicznościowe, po którym może nastąpić krótsze domówienie, wyrażające Ojcu świętemu hołd imieniem organizacji katolickich. Urozmaicić można to zebranie deklamacjami.

Jest moim gorącem życzeniem, aby obchód papieski już w roku bieżącym obchodzono u nas z całą gorliwością śląskiej duszy. Niech w modlitwach dziękczynnych i błagalnych za Ojca świętego rozpłomienia się serca katolickie i niech jasno i głośno wypowiedzą miłość, uległość i najzupełniejsze oddanie się Ojcu świętemu, który nas zna, kocha i błogosławi. Niech ten obchód papieski będzie zarazem jednomyślnym protestem przeciw jakimkolwiek zakusom sekciarskim, które by podstępnie lud nasz chciały odwieść od przywiązania do Stolicy świętej. A wreszcie niech to święto będzie corocznym odnowieniem żądania, aby nasza Polska była Polską katolicką i na wzór wielkich praojców naszych szczerze oddana Kościołowi i Stolicy świętej. Obok miękkiej chorągwi biało-amarantowej, chciałbym częściej przy uroczystościach kościelnych widywać wesołą biało-żółtą flagę papieska, bo wierzę, że oczy, wpatrzone w te piękne kolory, nie znajdą upodobania w krwawej barwie nienawiści i przewrotu. Gdy dusza polska ukocha herbową tarczę z tiarą i złotymi kluczami, nabierze wstrętu do jakobińskich haseł i godeł. Jest w tym szczególna myśl boża, że obecny Ojciec święty własną osobą swoją zbliża nas do Papieslwa, że Polskę kojarzy ze Stolicą świętą. Ale czyżby aż tego zrządzenia Opatrzności było potrzeba, by wskrzeszona ojczyzna utrzymała się na wysokości swej chlubnej tradycji: Polonia semper fidelis?

Modlę się do Boga, aby się nasze stosunki tak poprawiły, iżbym w roku jubileuszowym 1925 mógł poprowadzić liczną pielgrzymkę śląską do Rzymu i tam oświadczyć Ojcu świętemu, że Śląsk jest i będzie z Papieżem, bo chce być z Chrystusem. Silesia semper fidelissima!

Katowice, dnia 18 stycznia 1924 r.

W: Kard. A. Hlond, Listy pasterskie, Poznań 1936.