"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Ignacy Posadzy - Prymas Założyciel - Miłośnik Ojczyzny - 31.01.1956 r.

I znowu staje przed nami w tej akademii wizja tego, który z woli Bożej jest Założycielem i twórcą naszego Towarzystwa.
Jego osoba jest z nami złączona nierozerwalnie. Gdy opuszczał Poznań, by objąć w posiadanie metropolię warszawską, wpisał nam do księgi pamiątkowej te znamienne słowa: “Między nami nie ma dali. Zawsze nas łączyć będą Potulice i potulicki duch”.
Na każdy dzień spogląda na nas z portretów umieszczonych na ścianach naszych domów.

Na każdy dzień czujemy jego bliskość, czujemy tchnienie jego ducha.
Lecz w czasie tej skromnej uroczystości będzie on nam jeszcze bliższy. Wszystkie nasze myśli synowskie i uczucia skoncentrujemy dookoła jego osoby, tak bardzo nam drogiej.

Staje przed nami wizja Kardynała i Prymasa, który wycisnął głębokie piętno na życiu Polski i Kościoła w Polsce, który na firmamentu naszych dziejów błyszczy jak gwiazda jaśniejąca.

Gdy z perspektywy czasu spoglądamy na w pełni ukształtowaną osobowość naszego Założyciela, uświadamiamy sobie coraz bardziej, że był to wielki człowiek. Tak można mówić bez żadnej emfazy.

Toteż czcił i miłował go cały kraj, bo widział w nim wodza i hetmana narodu. Podziwiała a równocześnie zazdrościła go nam zagranica.
W czasie trzech ostatnich uroczystości urządzonych ku jego czci podkreśliliśmy jego piękne człowieczeństwo, jego pełną chrześcijańskość i jego idealną zakonność.
Zdał Prymas Polski egzamin jako człowiek. Zdał go na celująco. Spokojnie stanąć może przed sądem historii. Nie odkryje się w nim żadnych słabości.
Na tej warstwie pięknego człowieczeństwa zbudował on pełną chrześcijańskość.
Jego postać była imponującym monolitem chrześcijańskości.

Pełne chrześcijaństwo było siłą napędową jego myśli i poczynań. Duch Chrystusowy ożywiał całe jego życie. A w jego duszy płonął wielki ogień Chrystusowej miłości.
Cały styl życia naszego Założyciela nacechowany był zakonnością. Czuł się w każdym calu zakonnikiem. I to przez całe 50 lat. Bo krótko przed śmiercią Pan Bóg mu pozwolił obchodzić 50 – lecie życia zakonnego.

X. Prymas kochał swoje zakonne śluby jako cenny skarb, jako coś sakralnego, co należy wyżej stawiać ponad wszelkie przemijające dobra tej ziemi.
Przez 50 lat Ks. Prymas dumny był z tego, że był zakonnikiem, że należał do tej elitarnej cząstki, którą Pius X nazwał “gwardią królewską Kościoła św.”. Nawet purpura kardynalska nie potrafiła przyćmić jego zakonności.

W czasie dzisiejszej uroczystości przypominamy sobie jego bezgraniczne umiłowanie Ojczyzny. Wskazuje na to m.in. tytuł referatu, który stanowić będzie punkt centralny naszej akademii.

Z rozmysłem zaakcentujemy tę cechę jego osobowości, ponieważ w jednym z procesów publicznych rzucano ohydne kalumnie na polskość naszego Prymasa Założyciela.

Kwestionowano jego polskie pochodzenie. Brutalnie usiłowano wyrwać z korony jego chwały błyszczący klejnot polskości.
W dzisiejszych czasach coraz silniej podkreśla się wagę wspólnoty i jedności, która winna zespalać ludzkość, prowadząc ją do wyższych stadiów duchowego i kulturalnego rozwoju.
Mimo to, a może dlatego szlachetna i czysta miłość ojczyzny jest nadal wyrazem pełnej osobowości.

Patrząc na Ks. Prymasa, podziwiać można uniwersalność zmysłu kościelnego, podchodzenie do każdej sprawy z ogólnoludzkiego punktu widzenia.
Ale równocześnie urzeka nas w nim głębokie odczucie niezliczonych wprost więzów jakie go łączyły z Polską, ukochaną przez niego Ojczyzną.
Był zawsze dobrym synem Ojczyzny. Był jej najlepszym ambasadorem, czułym, poświęcającym się opiekunem swoich współrodaków.

Można by dalej wyliczać szereg określeń, wiążących się zawsze konkretnie z jego polskością. Ale wyglądałoby to na niepotrzebne okadzanie jego osoby.
On i bez tego pozostanie zawsze wielkim, miłośnikiem swego kraju, jego języka, pieśni i obyczajów.

Ile zdziałał dla Polski?
Nie łatwo da się wszystko wyliczyć. Nie każde z jego posunięć na rzecz Polski zostało poznane i właściwie ocenione.
Jako prowincjał salezjański z siedzibą w Wiedniu troszczył się w szczególny sposób o rozwój polskich zakładów wychowawczych na terenie swej rozległej prowincji.
Jako administrator śląski pogłębiał przywiązanie, miłość do odzyskanej Ojczyzny.
W purpurze kardynalskiej reprezentował zawsze wielkość nie tylko Kościoła, ale również i naszej Rzeczypospolitej.

Wsparty o pastorał, stał jak strażnik odwiecznych praw naszego narodu. Wycisnął głębokie piętno swej indywidualności na życiu naszej Ojczyzny.
Ks. Prymas – Założyciel był Polakiem w wielkim stylu. Wielkim swoim sercem z entuzjazmem ogarniał wszystko co polskie. W uniesieniu radosnym przeżywał wszelkie przejawy tej polskości w najtajniejszych głębiach swej polskiej duszy.
Czy kochał Polskę, polskiego człowieka, polską młodzież, polski lud?.
Wpatrując się w zasady Ewangelii, bolał nad krzywdą ludzką. Ale nie tylko bolał, on przechodził do czynu.

W ogniu zażartej walki o parcelację staje w obronie chłopa polskiego. Zakłada przy swej kancelarii specjalną “Radę” zajmującą się tymi sprawami.
Czyni to wbrew opozycji ze strony posiadaczy. Nie przeraża go gest obrażonego hr. Bnińskiego, który rezygnuje z urzędu prezesa Akcji Katolickiej w Polsce. On idzie przeciw prądom sfer wpływowych.
On staje frontem do ludu polskiego. Syn polskiego proletariusza staje się przyjacielem i obrońcą polskiego proletariatu.

Z myślą o polskim człowieku zachęca społeczeństwo polskie swymi gorącymi odezwami do zbierania ofiar na biedne dzieci polskie.
“Nie obarczajmy się odpowiedzialnością za to, że w swobodnej Ojczyźnie polskie dziecko żyje pośród nas w nędzy i nieszczęściu. Orlentom polskim pozwólmy rozwinąć skrzydła do lotu ku szczytom polskiej wielkości”.
A ileż serca okazywał polskiej młodzieży akademickiej. Dla niej wyciągał ostatnie grosze z kasy prymasowskiej. Żądał od niej tylko, by przemówił jej duch Chrystusowy i polski.

“O ty, najdroższa młodzieży akademicka! Przekazuję ci wielką misję. Bądź strażniczką wielkości i świętości naszego narodu”.
A jak kochał wychodźstwo polskie? Powiedział, że wychodźstwo stanowi cząstkę jego serca. On wchłonął w siebie ból i mękę milionów wychodźców polskich.
Raz jeden widziałem tylko łzy na jego oczach. Było to w 1934 r. po wielkim zjeździe Polaków z zagranicy w Warszawie. Pod koniec Zjazdu.
Polacy zjechali się w Częstochowie. Prymas też tam przybył.
Przemawiali delegaci z poszczególnych krajów ślubując wierność Polsce i Matce Najświętszej.

On przemówił na zakończenie. Był tak wzruszony, że głos mu się załamał, chustką wycierał sobie oczy. Ten wódz o stalowych nerwach, tak opanowany płakał, bo kochał polskich braci wychodźców.

Radował się każdym osiągnięciem, każdym sukcesem politycznym Polski.
Było to w czasie zajęcia polskiego Zaolzia przez oddziały wojska polskiego. Bawił on w tym czasie w Potulicach. Jechaliśmy razem na konsekrację kościoła w Dębowie. Miałem tam wygłosić kazanie okolicznościowe.
W czasie jazdy samochodem kilkakrotnie dawał upust swojej radości, że granice Polski się rozszerzają, że polskie Zaolzie wraca do Macierzy. A później dodał: “Niech ksiądz w kazaniu podkreśli w szczególniejszy sposób to radosne dla Polski wydarzenie”.
Na zagranicznych kongresach czy zjazdach podziwiano w nim bogactwo naszej psychiki narodowej, jego prężność kulturalną, jego wielkie uwrażliwienie duchowe.
Na Kongresie Eucharystycznym w Lublianie, gdzie reprezentował Ojca św. jako “legatus a latere”, witano go jako “jednego z największych synów bratniego narodu”.
Polska potrafiła ocenić wszystkie jego zasługi dla Ojczyzny, a w dowód uznania tych zasług prezydent przypiął do jego piersi najwyższe polskie odznaczenie – order Orła Białego.

Ks. Prymas – Założyciel był ambasadorem polskości nie tylko w dobrych chwilach. Znalazł się na wygnaniu w Rzymie, 4 tygodnie po zajęciu Polski przez wroga, a rozdartym sercem staje do mikrofonu radiostacji watykańskiej, a w proroczej wizji w te się odzywa słowa do ukochanego narodu:
“Moja Polsko, Męczennico!
Padłaś ofiarą przemocy, broniąc z poświęceniem bez granic świętej sprawy swej niepodległości. Z obowiązku dziejowego wywiązałaś się ze wspaniałą wielkością ducha. Nie zginęłaś Polsko! Nie zginęłaś, bo nie umarł Bóg. Bóg nie umarł i w swoim czasie wkroczy w wielką rozprawę ludów i po swojemu przemówi. Z Jego woli, w chwale i potędze zmartwychwstaniesz i szczęśliwa żyć będziesz, o najdroższa Polsko – Męczennico!”
Pukał do możnych tego świata, kiedy Musolini wołał do swoich faszystów: “La Polonia e liquidata”. A jeden z mężów stanu powtarzał z przekąsem: “Bękart wersalski nie powstanie już nigdy”.

Jak wielkim autorytetem cieszył się Prymas Polski w narodzie świadczy fakt, że po rezygnacji prezydenta Mościckiego, jemu zaproponowano urząd prezydenta państwa polskiego. Odmówił, ponieważ rozumiał, że inne jest jego posłannictwo.
W obliczu wroga okazał imponującą niezłomność ducha i bezwzględną wierność Ojczyźnie. Było po prostu absurdem kuszenie go do jakiejkolwiek akcji mającej na celu zdyskredytowanie Polski.

Daniel Rops, który w czasie okupacji odwiedził Ks. Prymasa w Hautecombe, opowiada w swoich wspomnieniach jak Niemcy uwięzili go w Paryżu a potem zaproponowali mu powrót do Polski i utworzenie rządu proniemieckiego.
Ks. Prymas odpowiedział:
“Panowie, pod tą sutanną nie znajdziecie zdrajcy Quislinga”.
M. Win..ska pisze: “Człowiek szlachetny z natury rzeczy nie cierpi kompromisów, a kto się w nie wdaje, zaczyna z nimi być na bakier”.
Wydaje się, że to zdanie naszej pisarki streszcza doskonale praktykę życiową Prymasa – Założyciela. On nie znał kompromisów.
W tym czasie jeden z pułkowników SS pozwolił sobie na słowa groźby: “Niech Eminencja pamięta o tym, że znajduje się całkowicie w naszej władzy”.
“W waszej władzy? – odparł Kardynał – Chrystus w dobroci swej uczynił mnie pasterzem w swoim Kościele. Ja jeśli chcecie ze mnie zrobić męczennika Chrystusowego, to będzie to dla mnie awans, o którym nawet marzyć nie mogłem”.
Wówczas inny wyższy oficer SS znalazłszy się sam na sam z Prymasem ukląkł i wzruszony jego niezachwianą postawą ucałował go w rękę i prosił o błogosławieństwo.
Podziwiali tę nieprzejednaność przyjaciele jak i wrogowie, czcząc w nim tym samym Polskę wierną i niezłomną.

Po wojnie wszystkie swe siły poświęca w tym celu, by człowiekowi w Polsce było coraz lepiej. “Chrześcijaństwo nigdy nie opuszcza człowieka – wołał na akademii Chrystusa Króla w Poznaniu. On wierzył, że dobitnej niż dobrobyt mas, dobitniej niż bomba atomowa, jutro charakteryzować będzie wielkość polskiego ducha.
Jego wiara w Polskę nie pozwalała mu na jakiekolwiek pesymistyczne rozważania na temat przyszłości naszej Ojczyzny.

Znał on dobrze niebezpieczeństwa czasów obecnych. Lecz będąc zakorzeniony w Bogu, wszystko ogarniał pełnym chrześcijańskim optymizmem. On wierzył, że Polska z godnością przeciwstawi się wołaniom niewiary.
“Przez trud, boleść, upokorzenie, krew i świętość Kościoła idziemy ku jednemu z największych triumfów Chrystusa. W Polsce triumf Bożej sprawy opromieniony będzie takim blaskiem, że na nią zwrócą się z podziwem oczy bliskich i dalekich narodów”.
Nadchodzą pamiętne dni październikowe 1948 roku. Są to ostatnie dni jego życia.
Prysły wszystkie nadzieje na jego wyzdrowienie. Dla nas wszystkich, którzy czuwaliśmy przy łożu umierającego Prymasa, były to chwile tragiczne. I nawet w tych chwilach kiedy wpatrzony w zaświaty, woła: “niech ustępuje stąd wszystko, co doczesne, bo wieczność się zbliża”, myśl jego zwraca się ku ukochanej Ojczyźnie.
Usta jego wybladłe szepczą słowa, które stanowią niejako testament duchowy wielkiego Hetmana narodu: “zawsze kochałem Polskę i będę się za nią wstawiał u Boga”.

Toteż kiedy wieść o jego śmierci niby iskra elektryczna obiegła całą Polskę dały się słyszeć głosy: “Umarł jeden z największych Prymasów, umarł jeden z największych Polaków”.

A kiedy ta wieść dotarła do Rzymu, jeden z dostojników kościelnych powiedział: “W dumnej stolicy nad Wisłą przestało bić ‘cor cordium Poloniae`” – serce polskich serc.
Wszystkie cechy niezapomnianej osobowości naszego Założyciela są dla nas cennym dziedzictwem. Ale te, które ukazują nam go jako miłośnika Ojczyzny, są dla nas wskazówką i ostrzeżeniem.

Zmarły nasz Założyciel należał do tych wyjątkowych ludzi, którzy posiadali wspaniałą równowagę idei i myśli. Panowała w nim harmonii doskonała między powszechnością katolicyzmu a miłością Ojczyzny, miłością polaków, w kraju i tych za granicą państwa.
Jest to czynnik ważny, szczególnie w naszej przyszłej pracy, gdzie potrzeba równocześnie taktu, poczucia braterstwa dla ludzi innych narodowości, jak i głębokiego przywiązania do polskości, do własnego kraju.
I pod tym względem Założyciel nasz jest nam mistrzem i wzorem.
W dniu, w którym czcimy jego pamięć, niech się na nowo rozpalą serca i umysły płomieniem entuzjazmu dla jego osoby.
Przyrzekamy naszemu duchowemu Wodzowi, że zawsze wysoko dzierżyć będziemy sztandar Kościoła i sztandar Narodu.
Przyrzekamy, że sprawa Boża będzie zawsze naszą sprawą, a pożytek i chwała naszej Ojczyzny będzie zawsze naszą synowską troską.
Powtórzmy za nim jego własnymi słowy wyznanie, brzmiące dziś dla nas jak przysięga.
“Pójdziemy z Chrystusem Naród i jego życie,
Pójdziemy na pracę, na czyn osobisty, ukryty i nieznany,
Pójdziemy na wspólne działanie,
Najwyższą zasadą będzie nam miłość Boga i ukochanie Narodu”.