"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Z FOGLIZZO DO REDAKCJI „WIADOMOŚCI SALEZJAŃSKICH"

Nie jest to tym razem misjonarz, pracujący gdzieś na odległych obszarach Afryki lub Ameryki, który pisze ten list, lecz rodak, który do świętej, w Pańskiej winnicy powołany pracy, dopiero się do niej gotuje. Jaka zaś jest przyczyna niniejszego pisania, zaraz wytłumaczę.

Na okładce zeszytu majowego Wiadomości Salezjańskich1) zobaczyłem rysunek przedstawiający nasz nowicjat w Foglizzo2). Być może, że niejeden z łaskawych Pomocników zobaczywszy tę rycinę nie zwrócił na nią wcale uwagi i mimowolnie pomyślał sobie: ,,Co mnie to obchodzi?" Wszakże jest to dom, jak wszystkie inne, cóż tu w nim nadzwyczajnego?" Na to chciałbym odpowiedzieć. Obchodzi i powinno obchodzić bardzo wiele zwłaszcza takiego, który ma jeszcze nieco miłości ku rodakom. W tym to bowiem domu wychowuje się i kształci grono kleryków Polaków, którzy odbywszy kursa przygotowawcze, częścią we Valsalice, częścią w Lombriasco3), obecnie przeszli do tej świętej zagrody, by nauką, a szczególnie ćwiczeniem się w cnotach zakonnych, przysposobić się na niebezpieczne i trudne prace misyjne między dzikimi Indianami lub też rodakami opuszczonymi i pozbawionymi nie tylko wszelkiej pomocy duchowej, ale większą częścią i środków materialnych.

To jest bowiem miejsce, dokąd podążył liczny zastęp młodzieży polskiej, która postanowiła wielkodusznie opuścić ojczyznę, rodzinę, krewnych, dobra doczesne i wszystko, co tylko najmilszego posiadała i posiadać mogła, a przyłączyć się do szeregów Zgromadzenia Salezjańskiego pod sztandar, który nosi napis: da mihi animas, caetera tolle ("Daj mi dusze, resztę zabierz" - hasło św. J. Bosko).

Tutaj jest to miejsce, gdzie wielu z nich nabrało potrzebnych sił, by oderwać się od łona najdroższych przełożonych i współbraci, a puścić się w dalekie ziemie: jedni między Indian, drudzy między Polaków w Brazylii, inni między mahometan Afryki, i tak poświęciwszy się całkowicie dla dobra dusz, szczególnie dziatwy i młodzieży, z zupełnym poddaniem się woli Bożej, z wypogodzonym czołem znoszą trudy i nawet prześladowania ze strony tych, którzy więcej od innych powinni im być za pracę wdzięczni.

Nareszcie jest to miejsce, gdzie corocznie przychodzą coraz to inni rodacy, którzy, lubo nie powołani na misje, przebywają tymczasowo we Włoszech i tutaj się gotują do wystąpienia na nowe pole, mające się wkrótce otworzyć Zgromadzeniu Salezjańskiemu i w naszej ojczyźnie.

Słusznie zatem, bardzo słusznie Wielebny Ks. Redaktor4) umieścił na biuletynie rycinę przedstawiającą tutejszy nasz nowicjat, by każdy z naszych drogich pomocników mógł na nią popatrzeć i powiedzieć: „Oto miejsce, gdzie się ćwiczy młodzież polska, aby podjąć i ciągnąć dalej czyny, które unieśmiertelniły imię Ks. Bosko". Niejeden zaś ojciec, niejedna matka, widząc ową rycinę może powiedzieć ze wzruszeniem: „W tym to domu przepędził mój syn najszczęśliwsze chwile swego życia, które niestety ograniczyły się do jednego roku zaledwie. Opuścił nas wprawdzie, oddając się na służbę Bożą, lecz tym samym uszczęśliwił siebie, uszczęśliwił nas, a z czasem uszczęśliwi i innych, błądzących jeszcze po manowcach błędu".

Obecnie zbliża się koniec roku szkolnego i tylko kilka tygodni przedziela nas jeszcze od dnia, w którym się spodziewamy dostąpić tego szczęścia, żeby móc złożyć śluby zakonne; polecamy się przeto modłom Ks. Dobrodzieja i wszystkich braci.

Jak na teraz nie mam nic szczególniejszego i ważniejszego do doniesienia. Dziękuję tylko Księdzu Dobrodziejowi w imieniu nas wszystkich za biuletyn polski, którego nam przysyła miesięcznie po kilka egzemplarzy i życzę całemu wydawnictwu, aby jego praca, tyle kosztująca trudów, jak najobfitsze dla świętej sprawy przyniosła owoce; aby związek Pomocników Salezjańskich codziennie się więcej rozszerzał między polskim ludem, by tenże poznawszy doskonale dzieła Zgromadzenia naszego z otwartymi rękami przyjął — da Bóg doczekać, już niedługo synów Ks. Bosko.

Foglizzo, w sierpniu 1897
1) Miesięcznik dla Związku Pomocników i Pomocnic Salezjańskich.
2) Miejscowość odległa od Turynu 36 km.
3) Zakłady salezjańskie, w których w latach 1891-1906 uczyli się polscy wychowankowie, m. in. późniejszy prymas Hlond.