"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Abp Antoni Baraniak - Wspomnienia

W OBLICZU ŚMIERCI

NIEDZIELA, 10 X 1948

Eminencja skarży się na silny ból głowy, mówiąc przy śniadaniu: “Dzisiaj mam fantastyczną migrenę”.
Po południu przewodzi uroczystej procesji w Warszawie. Odbywa się solenne przeniesienie relikwii bł. Ładysława z Gielniowa, Patrona stolicy, z kościoła SS. Wizytek do kościoła akademickiego św. Anny. W natchnionym przemówieniu podkreśla wartość duchową skarbów narodu, wzywa do obrony wiary świętej, której głosicielem był na mazowieckiej ziemi bł. Ładysław, zachęca do odmawiania różańca świętego w rodzinach i przekazuje młodzieży akademickiej święte relikwie in custodiam.
Po procesji jest bardzo zmęczony i wieczorem idzie na spoczynek wcześniej niż zwykle.

PONIEDZIAŁEK, 11 X 1948

Podpada, że nie ma apetytu. Nie skarży się na żadne dolegliwości.

WTOREK, 12 X 1948

Cały dzień pracuje bardzo intensywnie. Nie ma żadnych zwiastunów bliskiej choroby.

ŚRODA, 13 X 1948

O godzinie 9 bierze udział w kursie dla wychowawczyń, zorganizowanym przez Caritas w domu SS. Urszulanek przy ul. ks. Siemca. Przemawia, zwiedza cały dom i żywo rozmawia z młodzieżą akademicką dom zamieszkującą. Wraca do domu i zabiera się zaraz do prac urzędowych. Około godz. 12.00 w południe poczuł pewne osłabienie, które po kilku chwilach minęło.
Wieczorem o godzinie 11 Jego Eminencja woła pomocy. Puka do drzwi ks. dr. Baraniaka, mówiąc: “Proszę zawołać siostrę, bo czuję się bardzo niedobrze”. Wszyscy domownicy wstali natychmiast, by pospieszyć z pomocą. Zawezwano lekarza, który orzekł, że konieczna jest operacja, nie stawiając jednak dokładnej diagnozy ze względu na trudności zlokalizowania boleści, występujących w bardzo ostrej formie w okolicy ślepej kiszki. W pierwszej chwili przypuszczano, że chodzi o zapalenie wyrostka robaczkowego. Ponieważ jednak lekarz stwierdził niedrożność jelit, uwzględniono również możliwość skrętu kiszek. Po zastrzyku zmniejszyły się bóle na okres dwóch godzin.

CZWARTEK, 14 X 1948

O godzinie 8 rano wezwano chirurga, który zaproponował konsylium lekarskie. Konsylium składające się z profesora dr. Butkiewicza, dr. Jurewicza i dr. Radzio uznało konieczność dokonania natychmiastowej laparetomii (otwarcie jamy brzusznej).
Na zapytanie, czy Eminencja decyduje się na operację, Ks. Kardynał powiedział: “O ile doktorzy uważają za konieczne, to się poddaję. Oni decydują”. Gdy zapytano, kto ma operować, rzekł: “Cały świat będzie się tym interesował. Ażeby nie zarzucano nieroztropności, niech raczej operuje profesor Uniwersytetu”.
Do Siostry odezwał się z uśmiechem: “Siostro! Przygotować długi nóż z kuchni, bo ślepa kiszka będzie głęboko leżała”.
Lekarze udają się zaraz do szpitala. Dochodzi godzina 12. Do pałacu przybywa bp Choromański. Równocześnie nadjeżdża karetka pogotowia ratunkowego i ks. Baraniak oraz s. Maksencja przewożą Jego Eminencję do szpitala SS. Elżbietanek na Mokotowie. Po drodze na skutek wstrząsów odczuwa Ks. Prymas silne bóle, mimo to jednak bardzo pogodny i dobrej myśli. W szpitalu panuje wielkie poruszenie.
Operacja trwała od godziny l do 3. Chory wrócił do pełnej świadomości dopiero wieczorem.

PIĄTEK, 15 X 1948

Wydaje się ognisko zapalne w płucach, które zostało opanowane. Zwraca uwagę siny kolor cery. Samopoczucie jednak dobre. Lekarze są pełni otuchy. Gdy w południe odwiedza Eminencję ks. bp Choromański, Ksiądz Kardynał mówi: “No tak! Widzi Ekscelencja, co to ślepa kiszka może spowodować!”
Do łoża chorego przybywa brat Eminencji ks. Antoni Hlond.
SOBOTA, 16 X 1948
Następuje wybitne pogorszenie około godziny 4 po południu. Gorączka się wzmaga. Lekarze są zaniepokojeni. “Mamy nad czym myśleć” – powiedzieli lekarze.
S. Maksencja podaje Eminencji wodę z Lourdes, którą przywiózł Ks. Sekretarz. Ucieszył się bardzo: “Bardzo chętnie się napiję, bo tylko Matuchna Boża może mnie uzdrowić”. Gdy w ciągu choroby bóle wzrastały, prosił o jej podanie.
Noc była bezsenna. Bezsenność towarzyszyła Eminencji przez cały czas choroby.
NIEDZIELA, 17 X 1948
Rano pyta, czy prasa pisze o chorobie. Na wiadomość, że kaznodzieja prosił przez radio o modlitwę w intencji Księdza Prymasa, rzekł: “To dobrze”.
Do siostry pielęgniarki, podającej relikwie św. Franciszka Salezego, przesłane przez SS. Wizytki, taką zrobił uwagę: “Święty Franciszek Salezy to jest taki święty, co ma własne metody. On mówi: “Cierp aż będziesz gotów do nieba, a potem przyjdzie i cię zabierze”. Niech Siostra włoży mi jego relikwie do kieszonki”. Pod wieczór zauważono lekkie polepszenie.

PONIEDZIAŁEK, 18 X 1948

Stan poważny trwa nadal. Eminencja nie przyjmuje żadnych pokarmów; w dalszym ciągu jest sztucznie odżywiany. W ciągu dnia stan choroby staje się groźny.
Do ks. dra Brossa w obecności ks. dra Baraniaka mówi:
“Widzi ksiądz, Pan Bóg chce przez to pokazać, że nikogo nie potrzebuje”. Następnie pyta o stan zdrowia ks. kardynała Sapiehy.
Lekarze obawiają się zapalenia otrzewnej.

WTOREK, 19 X 1948

Okazuje się potrzeba dokonania transfuzji krwi, która chętnie ofiarowali ks. ks. sekretarze: Baraniak, Bross i Goździewicz, niektórzy lekarze oraz klerycy z Seminarium. “Czuję, że siły mnie opuszczają” – mówi Eminencja do ks. dr Goździewicza, którego lekarze do transfuzji wybrali. Nad wieczorem samopoczucie się poprawiło.
Zdziwienie wywołały następujące słowa Eminencji: “Jutro będzie druga operacja, a potem będzie dobrze”. (Chodzi o drugą operację, którą zadecydowano niespodzianie dopiero nazajutrz).
Mając zaś na myśli pierwszą operację rzekł do ks. dr. Baraniaka: “Ta operacja nic mi nie pomogła. Od pięciu dni jestem umierającym człowiekiem”.
ŚRODA, 20 X 1948
Lekarze zadecydowali nowy zabieg chirurgiczny. Przed operacją mówi do s. Maksencji: Jutro w procesji będzie przyniesiony Pan Jezus, aby pokazać ludziom, że Arcybiskup jest zaopatrywany, i aby się nie lękali przyjmować sakramentów św. Wobec całej Kapituły przyjmę Wiatyk i ostatnie namaszczenie. Zrobię testament i mogę spokojnie odchodzić”.
W rozmowie z ks. biskupem Choromańskim porusza ten sam temat: “Proszę mi przynieść jutro Wiatyk z kościoła parafialnego św. Michała. Proszę przyjść w procesji, w której mogą brać udział Kapituła, duchowieństwo i wierni. Niechaj lud wie, że Kardynał Prymas przygotowuje się na śmierć. Wobec księży biskupów oraz wobec Kapituły przyjmę komunię św. i ostatnie namaszczenie”.
A po południu mówi do Siostry: Jutro przyjmę ostatnie namaszczenie, a potem was opuszczę”.

CZWARTEK, 21 X 1948

Eminencja przygotowuje się do przyjęcia sakramentów św. Nasamprzód poprosił o Caeremoniale Episcoporum, stułę, biret i pierścień. “Przeglądniemy jeszcze ceremonie” – rzekł i polecił odczytać sobie ryt przyjęcia ostatnich sakramentów. Przed wejściem spowiednika tak się odezwał: “Niech teraz wyjdzie stąd wszystko, co doczesne, niech wejdzie Wieczność!”
Przed przyjęciem Pana Jezusa odczytał dobitnie wyznanie wiary – Credo. Po przyjęciu sakramentów św. wygłosił następującą allokucję do zgromadzonego duchowieństwa: “Et nunc ego benedico vos et gregem vestrum et populum vestrum et Varsaviam, ut regnum Christi augeatur et ut in hoc gravissimo luctamine violentiarum satanicarum cum Christo, istud regnum Christi augeatur et victoriam obtineat. Luctamini cum fiducia! Sub patrocinio Beatae Mariae Virginis laborate! Et post victoriam recordamini etiam animae meae”.
Nieco później wyraża swą ostatnią wolę wobec księży biskupów Choromańskiego i Majewskiego, ks. dra Baraniaka, ks. dra Brossa, ks. dra Goździewicza i p. prof. Janczewskiego. Między innymi daje następujące polecenie: “Na razie pochowajcie mnie gdziekolwiek, a potem znajdźcie jakiś skromny kącik w katedrze św. Jana i tam złóżcie me szczątki. Chciałbym być pochowany w Warszawie dlatego, że jestem pierwszym Prymasem. który przyszedł do Warszawy”.
Na zapytanie, czy Eminencja zapisuje coś swej rodzinie, rzekł: “Rodzina moja jest liczna, zacna i uczciwa, bo pracuje sama na siebie i nie korzystała za życia z łaski Kardynała. Niechaj i nadal tak będzie!”
Po przekazaniu swej ostatniej woli odezwał się w tych słowach: “Teraz już nie mam żadnych zaległych rachunków. Mogę odejść i odchodzę z radością. Pracowałem dla Chrystusa i dla Polski i pracowałbym jeszcze ale wszystko w ręku Boga i Matki Najświętszej. A jeżeli przeżyję to straszne przejście, to będę inny…”
Po pewnym czasie mówi do s. Maksencji: “Niczego mi nie żal. Do nikogo i niczego się nie przywiązywałem, więc z radością odchodzę. Żal mi tylko moich grzechów, bo nie zawsze dopełniłem wszystkiego, co mi Bóg zlecił. Ale ufam i mam nadzieję, że Pan Bóg weźmie mnie za uszy i wciągnie do nieba, bo nie jedna dla Niego ofiarę wykonałem i jedynie Jego chwały chciałem”.
Gdy s. Maksencja zauważyła, że te małe uchybienia zostały już cierpliwie znoszonymi cierpieniami tej choroby odpokutowane, Eminencja odpowiedział: “Zostawmy to Panu Bogu”! I dodał: “Niech Siostra nie płacze, trzeba pogodzić się z wolą Bożą, bo Bóg lepiej wie, co robi – ja odejdę, przyjdą inni, będą moje dzieło prowadzili, a może i lepiej ode mnie gospodarzyli”.
Chętnie pił wodę z Lourdes, i zwykł mawiać: “Tylko Matka Najświętsza może mi dopomóc, bo to jest sprawa szatańska”.
Siostra słyszała też następujące słowa: “Widzę w tym pokoju walkę między złem a dobrem. Duchy ciemności chcą mnie powalić, a powaliwszy mnie wezmą górę. Od początku października rozpętała się walka duchów ciemności, z duchami jasności. Dlatego gorąco polecałem różaniec. Siostry, z różańcem w ręku módlcie się o zwycięstwo Matki Najświętszej!”
Do ks. biskupa Bernackiego w odpowiedzi na powitanie, powiedział: “Siły diabelskie mnie powaliły, bo toczy się bój szatanów. Inaczej by ta walka wyglądała, gdybym ja był. Jeżeli mnie nie będzie, wy walczcie, aby sprawa Boża zwyciężyła!”
Późnym wieczorem byli przy łożu chorego księża: Baraniak, Bross, Goździewicz i Kulczycki. do których Eminencja zwrócił się po ojcowsku: “Chodźcie chłopcy! Podnieście mnie! (Wezwani podnoszą Eminencję, który głęboko oddycha). “Teraz mi lepiej”. Widząc wzruszenie głębokie na twarzy wymienionych, rzekł: “Nil desperandum! Nihil desperandum! Sed victoria, si erit – erit victoria Beatae Mariae Virginis. In hoc certamine, quod certatur inter satanicos conventus et Christum, aliquis eorum, qui ipse disponet. – Gratias vobis, Benedico vos!” (Każdy z obecnych po kolei przyklęknąwszy, ucałował rękę Eminencji i otrzymał jego ojcowskie błogosławieństwo).

PIĄTEK, 22 X 1948

Lekarze czynią nadludzkie wysiłki, aby chorego utrzymać przy życiu. W tym celu stosują wszelkie lekarstwa, jakie były do dyspozycji, jak penicylinę, streptomecynę, plasmę, solutio ringeri, cięte bańki etc. Nie było godziny, w której nie dokonywanoby jakiego zabiegu lub nie dawano jakiego lekarstwa. Niestety światło życia powoli gasło. Chory przeczuwając bliski zgon, powiedział: “Gdyby się agonia przedłużała – niechaj przyjdą klerycy i śpiewają Miserere”.
Wchodzą wszyscy lekarze i chwalą Pana Boga po łacinie:
“Laudetur Jesus Christus”. Na co Eminencja odpowiada: “In saecula saeculorum, Amen”. (Wita z uśmiechem każdego z osobna). “Dzień dobry! Panowie, co wy powiecie po mojej śmierci, na co ja umarłem? Co podacie jako powód mej śmierci?”
- Ależ Eminencjo…
- O nie. Umrę. Tu już nie ma ratunku. Dzisiaj jest 22 października – dzień Matki Boskiej szczęśliwej śmierci. Beati mortui, qui in Domino moriuntur! Niedługo napiszę: “Die yegisima secunda Octobris Cardinalis Augustus Hlond obiit”.
- Przecież Eminencja taki pogodny?!
- Tak! W obliczu śmierci trzeba być radosnym. Wszystkich nas to spotka. Trzeba śmierć pogodnie przyjmować: ona jest przejściem do lepszego życia. Jest drogą do wieczności. -Dziękuję panom za wszystkie zabiegi. Nie mam do nikogo żalu. Bez żalu odchodzę. Bóg zapłać za wszystko”. (Udziela błogosławieństwa. Lekarze wychodzą wzruszeni).
Kilka chwil później do jednego z nich tak się odezwał:
“Pana doktora operowano i wszystko się udało. Może pan nadal pracować. Mnie operowano, ale nie udało się. Trudno! To nic! Taka wola Boża! Zawsze pracowałem dla Kościoła św., dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra narodu polskiego. Byłem zawsze wiernym synem Kościoła św. i sumiennie wypełniałem zlecenia Ojca św., bo widziałem w nim zastępcę Chrystusa na ziemi. – Dziękuję panu, że raczył mnie raz jeszcze odwiedzić”.
Do Matki Prowincjalnej SS. Elżbietanek, która oświadcza, że nikogo już teraz do pokoju nie wpuści, Ks. Prymas odpowiedział: “Ale moich sekretarzy trzeba wpuścić, bo inaczej drzwi rozbija”. Żegnając się z S. Przełożoną Prowincjalną, zapewniał o swej miłości Ojczyzny tymi słowy: “Zawsze kochałem Polskę i będę się w niebie za nią modlił”.
Około godziny 9 Ks. Kardynał Prymas dał s. Maksencji następujące polecenie: “Proszę zatelefonować do Seminarium i poprosić kleryków, by się modlili za konających”.
- Ależ oni się modlą o zdrowie.
- Nie! Nie! To byłoby przekreślenie woli Bożej!” Po chwili: “Słyszę śpiew. Już śpiewają. Otwórzcie drzwi, żebym lepiej słyszał”. (Klerycy w tym czasie śpiewali psalm Miserere w kaplicy seminaryjnej, odległej od szpitala 6 km.).
- Niech Siostra idzie po księży! Niechaj się modlą!” (Odmówiono różaniec, modlitwy za konających.)
W czasie modlitw Eminencja woła ks. dr. Baraniaka, któremu cichym głosem polecił: “Proszę powiedzieć Ojcu świętemu, że mu byłem zawsze wiernym…”
Eminencja szepce psalm: “Miserere mei Deus.
- Odpocznę trochę. Wyjdźcie!” (Wszyscy wychodzą prócz pielęgnujących).
Wkrótce rzekł powtórnie do siostry Maksencji: “Niech Siostra idzie po księży!” Pokój wypełnia się. Modlitwy za konającego odmawia głośno ks. biskup Bernacki.
Ks. Kardynał Prymas oddaje spokojnie duszę Panu. Jest piątek dnia 22 października 1948 roku, godzina 10.50.
Druk: Kardynał August Hlond. Prymas Polski. Współcześni wspominają Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda, s. 137-144.