"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Kard. Stefan Wyszyński - Żywia wiara w potęgę Maryi była dla niego zobowiązaniem (frag. wypow.)

W uroczystość Matki Bożej Miłosierdzia ubiegłego roku Sekretariat Stanu zawiadomił mnie, że Ojciec Święty polecił mi objąć rządy pasterskie nad osieroconymi stolicami arcybiskupimi w Gnieźnie i Warszawie w charakterze następcy przedwcześnie zmarłego Kardynała Prymasa Augusta Hlonda. Głos tego wielkiego syna odrodzonego narodu i niezwalczonego Kościoła napełnił cały okrąg ziemi, odzywał się niejednokrotnie do wszystkich Polaków mieszkających poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej i docierał do ostatnich zakątków świata, gdziekolwiek Polacy katolicy przebywali. Słuchaliście chętnie tego głosu prymasowskiego i znaliście Go.
(Gniezno, w kwietniu 1949 roku)

* * *

Ks. Kardynał Hlond sprawy ludu (zwłaszcza rolniczego) dobrze rozumiał. Przywiązywał wielką wagę do religijności tego ludu, ale był zdania, że trzeba wiele pracy włożyć w to, by pogłębić świadomość katolickiego ludu. Uważał to za sprawę pilną, zwłaszcza, gdy chodzi o konsekwencje moralne.
Świat robotniczy oceniał bardzo pozytywnie. Widział w nim klasą uświadomioną, która nie poddała się złu, przystosowując się tylko powierzchownie do nowej sytuacji.
Był zdecydowanym przeciwnikiem wielkiej własności. Stanowisko swoje określił w Radzie Społecznej przy Prymasie Polski, gdy był duchem ożywczym powstającej deklaracji Rady Społecznej o rozdrobnieniu własności rolnej, nawet kościelnej. Z tego powodu bardzo naraził się ziemiaństwu, które nie szczędziło Prymasowi zarzutów, że “komunizuje Polskę”. Nawet duchowieństwo w tych diecezjach, gdzie istniały wielkie beneficja odnosiło się do deklaracji z wielkim oporem.
(Fragmenty z ankiety dotyczącej życia i działalności kardynała Augusta Hlonda wypełnionej przez kardynała Wyszyńskiego. Gniezno 19 grudzień 1971 roku)

* * *

Posądza się nieraz Kościół, że się spóźnia ze swoimi radami. Zapewne. Kościół się nie śpieszy, zwłaszcza w dziedzinie, która jest przedmiotem dyskusji i wątpliwości. Nie można jednak zarzucić Kościołowi ani kardynałowi Hlondowi, że nie widział i nie przewidywał zmian społecznych, które dla głębszej sprawiedliwości społecznej dokonane być muszą i to przy współudziale samych katolików. Przecież to samo, czego uczył kardynał prymas Hlond w swoich Listach pasterskich i wskazaniach Rady Społecznej znajdujemy dzisiaj w encyklikach Jana XXIII, zarówno w encyklice “Mater et Magistra” jak i powszechnie znanej encyklice “Pacem in terris”. Był więc bardzo przewidujący i patrzył daleko naprzód.
(Fragment przemówienia z okazji poświęcenia pomnika Księdza Kardynała Hlonda w Bazylice Poznańskiej 23 kwietnia 1964 roku)

* * *

Kardynał Hlond należał do prymasów – więźniów stanu. Był więźniem dla Imienia Chrystusowego. Jest to największy zaszczyt i łaska, jakiej mógł doznać, albowiem radością jest cierpieć dla Imienia Chrystusowego. Kardynał Prymas Hlond cierpiał za kościół w Polsce i za Ojczyznę. Wraz z duchowieństwem, które zapełniło w latach okupacji obozy koncentracyjne, wraz z całym narodem cierpiał za Polskę, w której prawo do wolności nigdy nie zwątpił. Będąc poza granicami kraju, usilnie zabiegał o to, by nieustannie przypominać światu o istnieniu Polski.
Jest to bodaj, w latach wojny i okupacji, największą jego zasługą. Nie mógł tego wykonać, gdyby pozostał w kraju, albowiem w kraju zamknięto wszystkim usta. Lecz biły tu jeszcze gorące serca i prężyły się umysły, wierząc Bogu, który jest Ojcem ludów i narodów, że wpierw czy później okaże się, że On rządzi światem. Wierzył w to usilnie Kardynał Prymas Hlond. Był przecież – przez wiarę i miłość – optymistą…
(Fragment z przemówienia podczas nabożeństwa w 25. rocznicę śmierci śp. Kardynała Augusta Hlonda w Bazylice Gnieźnieńskiej 22 października 1975 roku)

* * *

… wymagał od nas wiele, bo liczył się z tym, że Polska musi przejść przez doświadczenie, ale nie kończy się.
I nawet wtedy, gdy obiegały prasę triumfalne “finita la Polonia” – Kardynał widział w tym, co się działo, raczej początek nowych czasów. Wierzył w Polskę i dlatego też na progu tych nowych czasów, doświadczony w więzieniach, śpieszył do Polski. Nie znał żadnej przeszkody i żadnego trudu. Ostrzegano go. Nic to! Wiedział, gdzie jego miejsce i dlatego przez wiele granic i krajów, wśród zgliszcz, zniszczonych dróg, zerwanych mostów podążał, aby stanąć na miejscu. Wiedział, że Polska jest jednak i ma swój dalszy ciąg, że ta powojenna jest tą samą, która korzenie swoje zapuściła dawno przed historycznymi czasami Mieszkowymi w polski grunt, że to jest ta sama Polska, chociaż nie taka sama. Miał głębokie przekonanie, że ta Polska, która powstała z martwych, z pól okrytych kośćmi najlepszych synów, z obozów koncentracyjnych, z więzień, z udręk, z gruzów zbombardowanych miast – że ta Polska zasługuje na zaufanie, że zasługuje na miłość, bo to jest Matka. Chociaż w poszarpanej koszuli, chociaż ze zniszczoną męką twarzą, jednakże to jest Ojczyzna, której wymówek się nie czyni – matkę się kocha zawsze – wszystko jedno, jaka ona jest.
Wierzył Polsce i dlatego dążył do niej, liczył się z tym, czym ona jest teraz, gdy wchodził w jej progi, całując ze czcią ziemię, na której po latach tułaczki i więzień na nowo stanął. I rozpoczął dzieło, najbardziej znamienne. Jego dzieło – to była wiara w tę nową rzeczywistość Polski na zachodnich jej rubieżach. Kardynał Prymas Hlond nie miał wątpliwości. Polska wróciła na swoje piastowskie szlaki, gdzie głęboko zapuściła korzenie swego istnienia, swej pracy, swej kultury. Wojna przeorała miasta i wsie Śląska Opolskiego, Wrocławia, przeorała jak gdyby pod nowy siew te zagony, odkryła na dawnych murach porośniętych nalotami dziejowymi – co się tam ongiś okazało, a co później zostało zatarte przez czas, przez politykę, przez plany zniemczenia ziem polskich. Okazało się sporo opadłych tynków spod zburzonych zabytków, że ten kraj jest bardziej polski, aniżeli myślano, że przechował więcej skarbów kultury narodowej Polski Piastowskiej, aniżeli wiedzieliśmy z historii, z przekazów naukowych. Do tej ziemi wracała Polska.
Ksiądz Prymas wierzył, że skoro wraca, to tu pozostanie i trzeba ją urządzić taką jaką wróciła. Kardynał Hlond – jak powiedziałem – był człowiekiem patrzącym zawsze głęboko w przyszłość. Znał ewolucję historyczną Europy, miał zmysł historyczny, umiał wiązać przeszłość z teraźniejszością i na niej nie poprzestawał, szedł ku przyszłości i dlatego też wiedział, że skoro Polska raz jeszcze po tylu wiekach wróciła znowu na ziemie piastowskie, to tutaj pozostanie, to tu będzie i dlatego też zaczął myśleć od razu o organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich…
(Z przemówienia wygłoszonego w kościele Św. Stanisława w Rzymie dnia 21 października 1964 roku )

* * *

Gdy w początkach drugiej wojny światowej cały niemal świat powtarzał złowrogie “finita Polonia”, na Watykanie stanął Prymas Polski August Hlond, wymową swoją i powagą wyjednał u świętego Piusa XII modlitwy, w całym świecie katolickim, za Polskę, “która umierać nie chce” (Encyklika 21 października 1939 roku). Wstąpił nowy duch w naród oczekujący sprawiedliwości dziejowej.
Gdy w wyniku wielkich zmagań narodów Polska powróciła do swego dziedzictwa piastowskiego i na Warmii, Prymas Hlond od razu pomyślał w Rzymie o odrębnej organizacji kościelnej dla Ziem Zachodnich, dzięki czemu mogła się rozpocząć wytrwała praca religijna, tak doniosła dla społecznego okrzepnięcia ludu polskiego na tych ziemiach. Dziś zbieramy owoc tego doniosłego osiągnięcia, gdy Ziemie Zachodnie mają swych własnych biskupów, administrację kościelną, seminaria duchowne i dzielnie pracujące szeregi duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego.
(Gniezno-Warszawa, 22 października 1958 roku)

* * *

… Trzy Archidiecezje – Gnieźnieńska, Poznańska i Warszawska – przedziwnie złączyły się w osobie Kardynała Prymasa Augusta Hlonda. Wierny Kościołowi Gnieźnieńskiemu i Poznańskiemu, gdy przyszła nowa sytuacja i potrzeba Kościoła, podporządkował się woli Ojca Świętego i chociaż nie bez bólu – pożegnał się z Kościołem Poznańskim, aby służyć Kościołowi Gnieźnieńskiemu i Warszawskiemu. Tak więc pogłębiła się jeszcze historyczna więź jaką obie te Archidiecezje od dawna już ze sobą utrzymywały…
Na pewno nie łatwo było Kardynałowi Hlondowi rozstać się z diecezją, której poświęcił większą część swojego życia. Ale tak jak sam usłyszałem od niego w dniu 25 marca 1946 roku, w Poznaniu, że “Ojcu Świętemu się nie odmawia” tak i on Ojcu Świętemu nie odmówił. Powiedział mi wtedy: “jest wolą Papieża, abym pożegnał Diecezję Poznańską i służył Kościołowi warszawskiemu…”.
(Fragment przemówienia podczas nabożeństwa w 25 rocznicę śmierci śp Kardynała Augusta Hlonda w Bazylice Gnieźnieńskiej 22 października 1973 roku)

* * *

Na Konferencji Księży Biskupów u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie z ust prymasowskich (ks. kard. Hlond) padło wezwanie: “Każdy Polak odmawia co dzień swój różaniec!”. Jest to wezwanie całej Polski do nowego wysiłku modlitwy!
… Z wielką radością umiłowani w Panu, podejmujemy prymasowskie wezwanie od grobu św. Wojciecha: “Każdy Polak odmawia co dzień swój różaniec”.
(Z listu pasterskiego ks. bpa Wyszyńskiego. Lublin, 15 sierpnia 1947 roku)

* * *

Jeszcze żywo mamy w pamięci wspaniałe i podniosłe uroczystości urządzone w prastarym grodzie Lecha przed dwoma laty, przez wielkiego poprzednika naszego, Kardynała – Prymasa Augusta Hlonda, z okazji 950-lecia śmierci św. Wojciecha.
Jeszcze nie przebrzmiały w naszych uszach echa słów listu pasterskiego Prymasa, wydanego z okazji tej uroczystości. Słowa te, pełne głębokiej treści, pisane były z wielkiej czci do świętego Wojciecha i podyktowane były troską pasterską o dobro dusz nieśmiertelnych.
“Zasadniczą treścią idei świętego Wojciecha jest rozprawa z pogaństwem i utrwalenie wiary Chrystusowej. I dzisiaj nie wolno nam się uchylać od rozprawy z pogaństwem. Trzeba mu się przeciwstawić.
Jubileuszowym wołaniem z gnieźnieńskiej pomroki wiekowej wzywa nas św. Wojciech, byśmy duchowym zmartwychwstaniem i narodową służbą maryjną przyspieszyli Boże jutro. Idźmy za wojciechową gwiazdą przewodnią”.
Tak nawoływał nas Prymas Hlond.
(Gniezno, kwiecień 1949 roku)

* * *

Przedwczesna, a tak budująca śmierć Prymasa Polski, księdza Kardynała Augusta Hlonda, pozbawiła nie tylko poślubione jemu archidiecezje, ale i Naród cały – widzialnego symbolu jedności religijnej. Zżyliśmy się już bowiem w naszych uczuciach narodowych z tym krzepiącym ducha faktem, że Prymas Polski czuwa od grobu św. Wojciecha, apostoła, nad Chrystusowym dziedzictwem w Ojczyźnie naszej. A chociaż przez śmierć pasterza nie słabnie w swej mocy więź nadprzyrodzona Kościoła, zespolonego w swej niewidzialnej Głowie najwyższym Pasterzem, Jezusem Chrystusem, to jednak wzrok owiec pilnie wypatruje ludzkiej postaci papieża w Watykanie, a swego biskupa w diecezji, nasłuchując jego głosu.
Zwłaszcza gdy zabrakło nam tak wspaniałego wodza, jakim był Kardynał Prymas Hlond, niepokój ogarnął społeczeństwo katolickie. Ten syn śląskiej ziemi, wracającej po wiekach rozłąki do wspólnoty ojczystej, posłany do Gniezna przez Opatrzność, był żywym wyrazem niespożytych sił i religijnej więzi Narodu, który nie dał się uśmiercić, krzepiony mocą jednego, świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła. Głos wielkiego syna odrodzonego Narodu i niezwalczonego Kościoła napełnił cały krąg ziemi. Jesteśmy pod wrażeniem wielkiego żywota i potężnych czynów tej historycznej postaci, człowieka, który przysporzył chwały Kościołowi i rozgłosu w Polsce.
(Lublin, 6 stycznia 1949 roku)

* * *

Po zakończeniu ostatniej wojny władza archidiecezjalna wraz z całym społeczeństwem podjęła trudną pracę odbudowy licznych świątyń zniszczonych brutalnie przez okupanta. Liczba ich była wyjątkowo znaczna. W samej tylko Warszawie całkowicie lub częściowo uległy zniszczeniu 83 kościoły i kaplice. Chcąc podołać niezwykłemu zadaniu odbudowy świątyń, nieraz cennych zabytków sztuki sakralnej, Kardynał August Hlond powołał specjalną instytucje pod nazwą: “Rada Prymasowska odbudowy kościołów Warszawy”. Jej powierzył dźwignięcie z ruin katedry i kościołów stolicy.
(Warszawa, 30 kwietnia 1968 roku)

* * *

Kardynał Hlond był niewątpliwie synem Kościoła Bożego, wiernym mu aż do ostatniej chwili. Ci, którzy pamiętają, jak umierał, wiedzą, że umiał nie tylko pięknie żyć po katolicku, ale i umierać po katolicku, po kapłańsku. Warszawa widziała w przededniu jego śmierci dziwny i niespotykany na ulicach pochód; Ks. Kardynał pragnął tego pochodu: niech cała Warszawa widzi, jak umiera Kardynał Kościoła Świętego. Kazał sobie przynieść publicznie Najświętszy Sakrament i wobec zebranego duchowieństwa z wielkim namaszczeniem przyjął łaski Kościoła Bożego na ostatnią drogę. Była to chwila wzruszająca, każdy kto w niej brał udział, nauczył się, jak trzeba pamiętać, że to najwspanialsza chwila w życiu człowieka. Utrzymał świadomość pięknej chwili śmierci do ostatniego momentu. Przecież pocieszali go lekarze, a on im dziękował, a on ich przepraszał, a on ich prosił: nie smućcie się, wypełniliście swoje zadanie; był dla nich apostołem aż do ostatniej chwili, o sobie nie pamiętał. On myślał o nich, jak gdyby chciał siebie zasłonić, pocieszyć ich serca, żeby nie myśleli, że nie spełnił swego zadania.
(Rzym, 22 października 1962)

* * *

Zbudziła się do nowego życia Matka Kościołów Warszawskich. Pamiętam, gdy do tej świątyni przynosiliśmy martwe szczątki Bożego agonisty Kardynała Hlonda. W ciężkiej pracy dla Kościoła Bożego w Polsce, przedwcześnie zszarpał swe siły i dziś spoczywa tu, w kaplicy Prymasowskiej. Gdy wśród gruzów składaliśmy “Kwiat”, który padł na Bożej niwie, dom ten pełen był rusztowań. Nie wiedziałem wtedy, że spadnie na mnie spuścizna śp. Kardynała, jego dziedzictwo i zadania, które podjął, a których nie wykonał! O gdybym wiedział jak wielkie to zadanie.
(Warszawa, 9 czerwca 1960)

* * *

Tyle razy mówiłem Wam, że uważam się nie tylko za następcę Kardynała Hlonda na stolicy gnieźnieńskiej i warszawskiej. Uważam się również za wykonawcę, aby wszystko, co się dzieje w Polsce dla obrony Kościoła Chrystusowego, była pod opieką najświętszej Maryi Panny, ponieważ zaufał, że w Jej imię nastąpi zwycięstwo. Wy również chciejcie obudzić w sobie tę żywą wiarę.
Umierający Kardynał Prymas oglądał na progu nowego życia Maryję, do której wołamy: “Salve Regina… Vita dulcedo et Spes nostra”. A nam na ziemi zostawił ją jako Patronkę, która ma prowadzić nas przez padół płaczu na łono Ojca Najlepszego.
(Warszawa, 23 października 1967 roku)

* * *

Dnia 22 października br. upływa 25 lat od chwili, gdy rozstał się z tym światem śp. Kardynał August Hlond, Prymas Polski, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski. W dwudziesta piąta rocznicę jego odejścia do Ojca Niebieskiego pragniemy wyrazić Bogu wdzięczność Kościoła świętego w Polsce za dar człowieka, któremu Bóg dał swoje błogosławione moce.
Służba Kardynała Prymasa Augusta Hlonda Kościołowi i Narodowi była niezwykle owocna. Przed wojną zdołał zorganizować apostolstwo świeckich, ożywić pracę religijno-społeczną, ożywić inicjatywę katolików w wielu dziedzinach naszego życia. Szczególnie doniosłe było powołanie Rady Społecznej przy Prymasie Polski, która przez swoje deklaracje zainteresowała szerokie koła katolickie koniecznością przemian społecznych postulowanych przez katolicką naukę społeczną.
W okresie wojny Kardynał Prymas Polski był nieoficjalnym ambasadorem dążności wolnościowych ujarzmionego Narodu. Działalność swoją przepłacił pod koniec wojny uwięzieniem przez Niemców. Może być zaliczony do szeregu Prymasów – więźniów polskiej racji stanu, obok Arcybiskupa Marcina Dunina, Kardynała Mieczysława Ledóchowskiego, Arcybiskupa Floriana Stablewskiego.
Powróciwszy do kraju rozpoczął od razu organizację Kościoła na Ziemiach Odzyskanych. Ustanowienie administracji kościelnej przez Prymasa Hlonda stworzyło sprzyjające warunku nie tylko dla pracy Kościoła, jednoczącej te ziemie z macierzą, ale i dla dalszych starań o ostateczną aprobatę tego stanu rzeczy przez Stolicę Apostolską. Jeśli w roku 1972 Ojciec Święty Paweł VI mógł ustanowić diecezje na ziemiach piastowskich i pomorskich, to na początku tego doniosłego aktu stoi zdecydowana inicjatywa Kardynała Prymasa Polski.
Dziś, gdy mija 25 lat od jego śmierci, pragniemy raz jeszcze dać wyraz naszej wdzięczności wobec Boga, że na przełomowe i tragiczne czasy dał Kościołowi polskiemu męża niezłomnego w swej wierności Stolicy Świętej i Narodowi polskiemu. Ziemia Śląska może być dumna, że wydała takiego syna, który stał się duchowym spoiwem ziemi z Narodem polskim.
(Warszawa – Gniezno, 14 października 1973 roku)

* * *

Z woli Stolicy Świętej przejęliśmy obowiązki Prymasa Polski wobec Polonii zagranicznej, wypełniane od czasów powojennych przez zmarłego Arcybiskupa – żołnierza, ks. Józefa Gawlinę w zastępstwie Prymasa Polski. Dziś w warunkach nieco odmiennych pragnę osobiście pełnić zaszczytny obowiązek duszpasterskiej opieki nad moimi rodakami. Dotychczas starałem się utrzymać z Wami, drodzy Kapłani i Rodacy, bliską łączność przez listy i odezwy, uzgodnione ze zmarłym Opiekunem Emigracji polskiej, dziś jednak poczuwam się bardziej do obowiązków, które tak troskliwie pełnił mój poprzednik na stolicy św. Wojciecha, Kardynał Prymas August Hlond. Wchodząc w jego ślady pragnę jako minister Chrystusa i rozdawca Jego Bożych mocy przekazać Wam braterskie pozdrowienia. Pragnę być przede wszystkim duszpasterzem waszym.
(Rzym, w listopadzie 1964)

* * *

Wydaje się, że najbardziej prawdziwym jest człowiek w swoim życiu wtedy, gdy odchodzi do Boga i że wtedy wszystko, co się z jego duszy wydobywa, jest niejako syntezą życia jego. Bardzo często odczytuję krótkie notatki, spisane z ostatnich chwil Kardynała Augusta Hlonda. I doszukuję się w tych właśnie krótkich zapiskach, notatkach tego, co mogło stanowić istotę i głębię życia Kardynała Prymasa. Zwłaszcza, gdy nieraz jeszcze bardzo trudno, a trudnych chwil dzięki Bogu. Ojciec nasz Niebieski nie szczędzi nam, w takich trudnych chwilach życia dobrze jest odszukać te karty i je sobie przeczytać. Z osobistego doświadczenia mogę powiedzieć, że wprowadzają one zawsze wielki pokój do duszy. Pokój dlatego, że człowiek wie, że tam mówi Bóg i że to wszystko, co Kardynał wypowiedział na łożu śmierci w szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie, że to wszystko było głosem Bożym do tych, którzy zostawali i którzy mieli prowadzić jego niedokończone jeszcze dzieło.
Gdy sobie to uświadamiam, ile jeszcze było do zrobienia i ile mógł byt zrobić dla Kościoła Kardynał Prymas Hlond, wtedy mi się zawsze przypominają słowa głośnego dzisiaj poety rosyjskiego, Sołżenicyna z jego wspaniałej modlitwy wydrukowanej po rosyjsku i krążące w trudno dostępnych obrazkach czasami po Polsce. Mam taki jeden obrazek. Pod koniec tej pięknej modlitwy do Boga mówi on tak: “Ile jeszcze można by dokonać, i jeżeli tego nie dokonam, co zamierzam, to znaczy, że Ty ojcze przeznaczyłeś to innym”. I wtedy jest spokój.
Człowiek zawsze jest gotów uczynić jak najwięcej dla chwały Bożej. A jeżeli już wie, że tego nie może uczynić, to wtedy przychodzi do duszy jego spokój, świadom, że Bóg chciał, ażeby to inni wykonali. I właśnie taki przedziwny spokój można wyczuć ze słów, które Kardynał wypowiedział na łożu śmierci.
(Czerwińsk, 16 sierpnia 1971 roku)

* * *

Ksiądz Prymas Wyszyński na temat życia wewnętrznego ks. Kardynała Hlonda takich oto wypowiedzi udzielił na niektóre pytania ankiety:

- Co uderzało na pierwszy rzut oka w zetknięciu z Kardynałem Hlondem?
Pogoda twarzy, życzliwy uśmiech bezpośredniości, optymizm – nawet w beznadziejnych – zda się – sytuacjach – pełna nadziei chrześcijańskiej – wiara – prostota w kontaktach z ludźmi, zmysł humoru i szacunek dla ludzi.

- Czym mi zaimponował?
Żywą wiarą – niemal dziecięcą, i nie budzącą wahań; religijną prostotą i duchem modlitwy; wszechstronnością zainteresowań -szczególnie tym, że miał czas na muzykę; umiejętnością kontaktowania z ludźmi. Lojalnością wobec Stolicy św. -i Głowy Kościoła.
Przywiązaniem do swego Zakonu, czego zresztą w gronie biskupów nigdy nie podkreślał.

- Czy mogę coś powiedzieć na temat życia wewnętrznego, np.:

a) STOSUNEK DO MODLITWY
Umiał łatwo skupiać się na modlitwie, wśród licznych uroczystości i rozpraszających sytuacji. Pod tym względem przypominał bardzo Papieża Jana XXIII.
Widziałem go kilkakrotnie na Jasne) Górze, w czasie Konferencji Episkopatu, gdy w kaplicy modlił się z wielkim skupieniem.

b) STOSUNEK DO EUCHARYSTII
Zaznaczał się szczególnie w sprawowaniu Świętej Liturgii, zwłaszcza w czasie konsekracji i po kapłańskiej Komunii św.

c) STOSUNEK DO MATKI BOŻEJ
Głęboka ufność w Dziewicę Wspomożycielkę – co może było w Nim najbardziej salezjańskie.

Ostatnie chwile – zanotowane przez Abpa A. Baraniaka -wiara w to, że gdy przyjdzie zwycięstwo – będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej.
Ta żywa wiara w potęgę Matki Najświętszej – była dla mnie – jako Jego następcy – zobowiązująca. Wydało mi się, że mam wszystko uczynić – co w ludzkiej mocy leży, aby to widzenie prorocze Umierającego Prymasa – się urzeczywistniło.
Często myślę, że ono już się ukazuje, po tylu latach walki mocarzy ciemności z Kościołem w Polsce.

- Czy zauważyłem cechy heroizmu cnót? Uległość wobec Boga w chorobie, pełna ufność w kierowniczą rolę Dawcy Życia.
Wydawało mi się osobiście – że kardynał szedł zbyt daleko w tej ufności – jak gdyby nie dostrzegał, że Bóg działa przez ludzi.
Gdy umarł, wiadomość, która otrzymałem w Lublinie - wstrząsnęła mną. Właśnie wróciłem z rekonwalescencji, po odbytej operacji.
Sytuację oceniłem tak: “Zadanie jeszcze nie wypełnione - katastrofa dla Kościoła w Polsce”.
Inaczej to widział Kardynał – Prymas Hlond, jak się dowiedziałem z relacji Abpa A. Baraniaka. Popatrz: “Przyjdzie inny i dzieło moje poprowadzi dalej”. 

W sytuacji, jaka wtedy istniała dla Kościoła w Polsce – to było heroiczne zaufanie Stwórcy i Jego kierowniczej Opatrzności.
(Fragmenty ankiety, dotyczącej życia i działalności Kardynała Augusta Hlonda, Prymas Polski wypełnionej przez Ks. Kardynała Prymasa Wyszyńskiego, Gniezno, 19.12.1971 roku)

* * *

Kardynał Hlond miał tę łaskę, że czasy wygnania (ostatnie lata) spędził pod szczególna opieką Matki Bożej w Lourdes. Ta “pielgrzymka”, trwająca lata, jeszcze bardziej ożywiła Jego gorącą ufność do Matki Najświętszej.
My dzisiaj prowadzimy Naród w “Wiary nowe Tysiąclecie”, za przewodem Matki Bożej Jasnogórskiej. Ale nie myślcie, Drodzy Moi, że to czyniąc – ja i wszyscy Biskupi polscy – wypełniamy tylko nasze zamiary. Przeczytałem słowa umierającego Kardynała, który mówi: “ja odejdę, przyjdą inni, Będą Moje Dzieło prowadzić”. Oświadczam Wam, Dzieci Najmilsze, że zawsze uważam ja, niegodny Jego następca na Stolicy Prymasowskiej – że nie swoje, ale Jego Dzieło prowadzę dalej, Jego programy i plany wykonuję. Uważam się za wykonawcę Jego duchowego testamentu. Zapewne w odmiennych warunkach! Wypadnie może niejedno zmienić, z niejednym cierpliwie poczekać, ale myśli przewodnie pracy, przygotowującej Naród na Tysiąclecie Chrztu, wzięte są z serca umierającego Kardynała Augusta Hlonda.
Jak wiążący łańcuch zapada mi w duszę i w Serce Jego powiedzenie: Ja odejdę, przyjdą inni, będą moje dzieło prowadzić dalej”. Moje dzieło!!! Pragnę Was zapewnić, Umiłowani Bracia Kapłani i Najmilsze Dzieci Boże, że ja i Biskupi polscy prowadzimy dalej Jego dzieło. Dlatego idziemy w nowe bramy Nowego Tysiąclecia za Panienką Najświętszą!”.
(Poznań, 23 kwietnia 1964 roku)

* * *

Dnia 12 listopada 1948 roku w święto pierwszych Polskich Męczenników, świętej pamięci papież Pius XII powołał mnie z biskupiej stolicy lubelskiej do służby biskupiej w prymasowskiej archidiecezji gnieźnieńskiej i metropolitalnej warszawskiej.
Zarówno nagła śmierć Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski, Pasterza archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej, jak i powołania mnie na osierocone stolice biskupie – zaledwie w trzy tygodnie po bolesnym ciosie, jaki dotknął Kościół Polski – musiała wstrząsnąć mną do głębi.
Sytuacja, w jakiej pracował Kościół w Polsce, wymagała szybkich decyzji Stolicy Apostolskiej i wszyscy byliśmy nimi zaskoczeni. A cóż myśleć o Waszym biskupie, który zaledwie od dwóch i pół roku pracował w diecezjalnym Kościele lubelskim.
W taki sposób trzeba było zapomnieć o sobie i zaufać mocy Bożej, Jezusowi Chrystusowi, Wiecznemu Kapłanowi i Jego Matce, Bogurodzicy Dziewicy. Nadzieje te podsuwał swojemu następcy gasnący w szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie Kardynał Prymas Hlond. W swoim głębokim wyczuciu czasów i jego potrzeb mówił do swego otoczenia: “Walczcie z ufnością. Pracujcie pod patronatem Błogosławionej Maryi Panny”.
(Gniezno – Warszawa, w listopadzie 1973 roku)

* * *

Wypełnia się testament Kardynała Hlonda. W swoich osobistych rozważaniach często zastanawiałem się nad tym, co czynić w trudnych chwilach, aby naród wytrwał, aby dochował wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii i Najwyższemu Pasterzowi. Wtedy przychodziły mi na pamięć słowa, które konającymi ustami wypowiedział w szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie, umierający tam August Kardynał Hlond.
Wspominaliśmy to wczoraj w kościele Stanisława Biskupa Męczennika na Botteghe Oscure – z racji nabożeństwa w trzydziestolecie śmierci mojego poprzednika na tronie prymasowskim, bo właśnie dzisiaj mija trzydzieści lat od chwili odwołania go do Ojca Niebieskiego. Dziwny to zbieg okoliczności. Pan Bóg na swój sposób syntetyzuje dzieje naszego narodu. Właśnie przed trzydziestu laty padły te słowa Kardynała Augusta Hlonda: “Walczcie, walczcie pod opieką Matki Najświętszej. Nie rozpaczajcie, nie opuszczajcie rak, trwajcie wiernie i pamiętajcie po mojej śmierci zwycięstwo gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Było to powiedziane dokładnie 22 października 1948 roku w Warszawie.
Gdy w kilka tygodni później wysłannicy Ojca Świętego zgłosili się do mnie i przedstawili mi polecenie, abym opuścił diecezję lubelska, której służyłem od dwóch i pół lat i objął Stolicę Prymasowska w Gnieźnie i Metropolitalna w Warszawie, zatrwożyłem się. Każdy wobec tak wielkiego zadania, mógłby ulec w trwodze. I ja jej uległem. Opierałem się i prosiłem Ojca Świętego, i to nie raz, aby mnie uwolnił od tego zadania, gdyż nie czuję się na siłach, nie czuję się przygotowany. Ale gdy dowiedziałem się o tych słowach przedziwnego testamentu umierającego Kardynała Augusta Hlonda – “zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej” – nabrałem otuchy.
Wszystkie nasze uczucia wiążemy z aktem dziękczynnym za tę proroczą wizję Kardynała Prymasa, który przed trzydziestu laty umierając w Warszawie mówił: “Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Meldujemy Tobie, radosny przyjacielu z Ojczyzny niebieskiej, trwający dzisiaj na kolanach przed Świętą Bożą Rodzicielką: Zwycięstwo, które ukazałeś, krzepiąc nas na duchu – przyszło…”.
(Rzym, 22 października 1978 roku – w dniu inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II)

* * *

Było to jakieś szczególne misterium i dało mi podstawę do myślenia o proroczej wizji Prymasa Polski, Augusta Kardynała Hlonda. Widział on zwycięstwo, które nadejdzie poprzez ciężką walkę i trud. Mówił o nim: “Walczcie i pracujcie pod opieką Maryi. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Wiem, że Kardynał Hlond odznaczał się głęboką czcią do Pani Jasnogórskiej, był z Nią związany osobiście. Słowa jego doszły do mnie dość późno, jednakże były dla mnie zobowiązujące. Nieraz o tym mówiłem i do Wspólnoty Paulińskiej i w wielu moich przemówieniach.
(Jasna Góra, 23 listopada 1978 roku)

Druk: Kardynał August Hlond. Prymas Polski. Współcześni wspominają Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda, s. 16-31.