"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Artur Słomka SDB - Obowiązek powinien górować nad głosem serca i nad własnymi łzami

Moje ostatnie spotkanie z prymasem Hlondem w Polsce miało miejsce w Warszawie na początku sierpnia 1939 roku. Przybył on z krótką wizytą do Domu Sierot przy ul. Litewskiej 14, którego administratorami byli księża salezjanie z ks. dyrektorem Antonim Kotarskim na czele. W czasie obiadu, w którym partycypowali wyłącznie księża salezjanie miejscowi i kilku przybyłych z Zakładu Ks. Siemca z ul. Lipowej 14, Prymas Hlond, w dłuższej rozmowie przedstawił nam w mocnych słowach groźbę wojennego niebezpieczeństwa, które ze strony hitlerowskich Niemiec nadciągało w kierunku Polski. Między innymi powiedział on wtedy, co następuje: “Wszystko wskazuje na to, że atak Hitlera na Polskę jest nieunikniony. W obliczu militarnej potęgi Niemiec nad Polską zawisnęło widmo straszliwej katastrofy wojennej, od czego oby Bóg nas zachować raczył. W związku z tym niebezpieczeństwem, wydałem zalecenie, by ważne akta i dokumenty, zarówno z Kurii Prymasowskiej jak również i z innych placówek kościelnych zostały wywiezione i odpowiednio zabezpieczone przed rabunkiem i wojenną dewastacją. Wam, salezjanom, również radzę, by na wszelki wypadek, pomyśleć już obecnie nad zabezpieczeniem ważnych zbiorów archiwalnych (…).

Pamiętam jak dziś, że zarówno piszący te słowa jak i inni uczestnicy obiadu, byliśmy zaskoczeni i mocno wstrząśnięci ta profetyczną wizją nadchodzącej burzy wojennej, przedstawionej nam przez człowieka, który z tytułu swego przodującego urzędu i stanowiska był lepiej niż wielu innych wtajemniczony w arkana sytuacji międzynarodowej. Nie przeczuwaliśmy jednak tego, że wojenna katastrofa zwali się tak szybko na nasz kraj i że kolejne wypadki potoczą się innym torem, niż to planował sobie i przewidywał w ów dzień sierpniowy, dostojny rozmówca w salezjańskim Domu Sierot na ulicy Litewskiej w Warszawie.

Wbrew bowiem kategorycznym zapewnieniom o pozostaniu na prymasowskim posterunku w Poznaniu w wypadku wybuchu wojny, prymas Hlond po kilku dniach działań wojennych opuszcza wraz z polskim rządem granice Polski i poprzez Rumunię udaje się do Rzymu, gdzie w domu zakonnym Księży Salezjanów na via Marsala 42, przy bazylice Sacro Cuore zakłada swoją tułaczą kwaterę prymasowską na przeciąg blisko dziesięciu miesięcy.

A teraz sprawa istotna. Co spowodowało ten niespodziewany i w następstwa brzemienny krok Prymasa, że zmienił on pierwotną decyzję i zamiast pozostać w kraju, wyjechał z Polski, wystawiając tym samym swoją osobę na lawinę gwałtownych zarzutów i złośliwych oszczerstw ze strony tych, którzy nie znając istotnych pobudek i powodów, skłaniających go do opuszczenia kraju, czepiali się płytkich i demagogicznych argumentów, potępiając w czambuł ten odważny i personalnie tak tragiczny krok Prymasa.

Jedno trzeba bezapelacyjnie podkreślić i stwierdzić. Posądzenie Prymasa o to, że motywem jego wyjazdu z Polski była troska o swoje osobiste bezpieczeństwo, strach przed wrogiem, czy zwykłe tchórzostwo, jest w tym wypadku wierutnym fałszem. Tak mogli przypuszczać i mówić ci, którym obcy był charakter i duchowa postawa prymasa Hlonda. Wprost przeciwnie. Jest faktem niezaprzeczalnym, że przy podejmowaniu decyzji wyjazdu z Polski, Prymas stanął wobec niesłychanie trudnej alternatywy, wymagającej od niego odwagi i ofiary na miarę heroiczną. Tu trzeba przypomnieć i naświetlić rolę, jaką w tym najbardziej krytycznym momencie życia prymasa Hlonda, odegrał ostatni nuncjusz przedwojennej Polski Monsigneur Filip Cortesi.

Oddaję w tym miejscu głos człowiekowi, który swą trafną ocenę tragicznej rzeczywistości, w jakiej znalazł się naród polski, wskazał i przynaglał Prymasa do wybrania drogi postępowania, która w bieżącej chwili była jego osobistą tragedią, a która w perspektywie historii okazała się jedynie celową i w pełni uzasadnioną.

Na dwa tygodnie przed wybuchem II wojny światowej przybyłem do Rzymu celem kontynuowania moich studiów z dziedziny historii. W miesiąc później otrzymałem zaproszenie od nuncjusza Filipa Cortesi, bym go odwiedził w jego mieszkaniu rzymskim w jednym z domów zakonnych. W Warszawie przed wojną, ks. nuncjusza Cortesiego często spotykałem, ale nie miałem z nim osobistych kontaktów. Byłem więc zdziwiony i mile zaskoczony wylewną bezpośredniością, jaką mi w czasie tego spotkania okazywał ten dostojnik kościelny.

Po wstępnych wspominkach dotyczących polskich salezjanów, nuncjusz Cortesi skierował swą rozmowę na osobę prymasa Hlonda, która była dla mnie rewelacją i której słuchałem z zapartym oddechem.

Podaję w skrócie, w tym miejscu, fragmenty wypowiedzi nuncjusza Cortesi odnośnie osoby prymasa Hlonda, które przechowałem w mojej pamięci. Oto one:

W pierwszych dniach września, gdy Polska padła ofiarą brutalnej przemocy hitlerowskiej, miałem kilka spotkań z prymasem Hlondem, który po zajęciu Poznania w czasie jego wyjazdu do Warszawy, znalazł się w sytuacji wprost bez wyjścia. Mając odcięty powrót do swojej stolicy arcybiskupiej w Poznaniu, Prymas zdawał sobie sprawę z tego, że wraz z wielu innymi podzieli on los wojennego jeńca i jako zakładnik w ręku wroga, wcześniej czy później wygrywany będzie do jego przewrotnych planów.

Jednocześnie byłem przekonany, że sama myśl o możliwości opuszczenia kraju i szukania schronienia za granicą, była dlań perspektywą absolutnie nie do przyjęcia, przed którą, bronił się wszystkimi siłami. Obserwując Prymasa z bliska w tej jego duchowej rozterce, postanowiłem przyjść mu z przyjacielską pomocą, przedstawiając mu i argumentując, że w tej tragicznej sytuacji jedynym dla niego racjonalnym, a dla Polski korzystnym wyjściem, jest wyjazd do Rzymu i podjęcie się tam roli obrońcy udręczonego gwałtem i bezprawiem narodu polskiego. Dowodziłem i nalegałem na to, że z chwilą, gdy Polska na skutek okupacyjnej przemocy pozbawiona została liderów politycznych i wojskowych, jedynym autorytetem, który był predestynowany do przemawiania na forum międzynarodowym, by budzić sumienie świata, głosić prawdę i bronić interesów złamanego bezprawiem narodu, był Prymas Polski. Tylko Prymas mógł się podjąć tej naglącej i historycznej misji, w samym sercu chrześcijaństwa i przy boku Papieża. Muszę przyznać, że pomimo tych moich usilnych nalegań i argumentacji za wyjazdem Prymasa do Rzymu, skłonienia go do podjęcia tej dla niego ryzykownej decyzji nie było rzeczą łatwą. Lękał się odpowiedzialności wobec swojego narodu, który przez podjęcie tego kroku, byłby pozbawiony prymasowskiego przewodnictwa, a który był skłonny widzieć Prymasa raczej w aureoli więziennego męczennika aniżeli w roli jego obrońcy na forum światowym, poza granicami kraju. Był to punkt niezmiernie czuły i psychologicznie wytłumaczalny. Nie kapitulowałem jednak wobec tych zrozumiałych obaw i wewnętrznych oporów, które powodowały zwlekanie z ostateczną decyzja Prymasa na wyjazd do Rzymu, ale tym uporczywiej nastawałem na konieczność głoszenia prawdy o Polsce i piętnowania hitlerowskich zbrodni, przez odwoływanie się do publicznej opinii wolnego świata.

Nadeszła w końcu chwila, gdy prymas Hlond świadom swej historycznej odpowiedzialności, nie bacząc na krytyczne reperkusje w kraju i poza krajem, uznał postulat obrony sponiewieranego narodu za swoja prymasowską powinność i przekroczył granice Polski, która dzięki tej decyzji zyskała w nim nieustraszonego obrońcę i orędownika w oczach całego cywilizowanego świata. Z przybyciem do Rzymu, prymas Hlond zapoczątkował swoją wędrówkę wojennego tułacza. Lata swojego zagranicznego tułactwa wypełnił on niezmordowanym wysiłkiem w służbie zmaltretowanej przez wroga Ojczyzny, o której prawa i sprawiedliwość walczył słowem, piórem i osobistymi interwencjami u możnych tego świata.

W swoim końcowym oświadczeniu msgr Cortesi stwierdził, co następuje: “Nakłonienie prymasa Hlonda na wyjazd do Rzymu, by tam przy boku Papieża podjął się roli obrońcy skrzywdzonego bezprawiem narodu, uważam za swój największy sukces dyplomatyczny, w mojej karierze Nuncjusza Apostolskiego”.

Druk: Kardynał August Hlond. Prymas Polski. Współcześni wspominają Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda, s. 96-100.