"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Henryk Raiter - Moje wspomnienie kardynała Hlonda

Kardynała Augusta Hlonda poznałem jako biskupa śląskiego z okazji uroczystości pogrzebowej śp. ks. kardynała prymasa Edmunda Dalbora w lutym 1926 roku w Poznaniu. On jeden wówczas spośród licznych członków Episkopatu zwrócił uwagę na nas kleryków stojących na korytarzu seminaryjnym. Zbliżył się do nas z serdecznym pogodnym słowem ojcowskim i od razu wzbudził ku sobie w naszych sercach sympatię. Już wtedy mówiliśmy: “jakby to było dobrze, gdyby ks. biskup Hlond, tak bezpośredni i przyjacielski, został Prymasem”.

Gdy rozeszła się wieść, że rzeczywiście został arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim radości naszej nie było końca. Imponował nam swoją majestatyczną postawą i pięknym, mocnym słowem, pełnym głębokiej treści. Podpadło też nam to, że nosi w sobie świadomość swojego przewodnictwa w narodzie, bo często podkreślał w swoich przemówieniach swoje prymasostwo a nawet w pismach, na początku podpisywał się “August, Prymas”. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że były czynniki, które to prymasostwo arcybiskupa gnieźnieńskiego chciały podważyć i przerzucić na Warszawę. Byliśmy dumni biorąc udział np. w akademiach urządzanych w auli Uniwersytetu Poznańskiego, jak Ksiądz Prymas wchodząc w farioli purpurowej, otrzymywał serdeczne oklaski od powstających ku jego czci uczestników. Aż dreszcze przechodziły człowieka, gdy na końcu obchodu wśród głębokiej ciszy i skupienia zebranych w auli, przemawiając swym głębokim barytonem dawał nam aktualne wskazania pasterskie i prymasowskie. Budowały nas kleryków jego pogoda i wyrozumiałość, szczególnie w czasie niedociągnięć w świętej Liturgii, spowodowanych nerwowością lub nieuwagą. Prawie, że przysłowiem stały się dla nas jego wypowiedzi: “wszystko było dobrze, nikt drugiemu na ramiona nie skoczył, nikt nie usiadł na ołtarzu”. Można powiedzieć, że pokochaliśmy go sercem. Śledziliśmy uważnie prasę, gdzie Prymas przebywał i co mówił. Nie mogliśmy się wprost doczekać powrotu naszych kleryków, którzy wyjechali w teren archidiecezji jako asysta podczas pontyfikalii Księdza Prymasa, by się dowiedzieć, co znowu mówił Ksiądz Arcybiskup. Z radością patrzyliśmy na posłańca Stolicy Apostolskiej, oficera szlacheckiej gwardii papieskiej, który przywiózł księdzu Prymasowi, nowo kreowanemu kardynałowi, purpurowy biret.

Jako młodemu księdzu wikariuszowi i prefektowi, rozentuzjazmowanemu w swoim Arcybiskupie przemawiały do serca miłość Prymasa do Kościoła i Ojczyzny, szczególnie do Polonii zagranicznej. Niezapomniane są jego wigilijne przemówienia oraz listy pasterskie, o których mawiano, że jako wspaniałe przykłady ojczystej mowy, włączone zostały do archiwów Polskiej Akademii Nauk. Przejmowałem się też do głębi jego umiłowaniem kapłaństwa, któremu np. dał wyraz choćby wstępnym słowem do książki kardynała Bertrama: “Charyzmaty pracy kapłańskiej”, albo też przez nauki rekolekcyjne, które osobiście głosił w kaplicy seminaryjnej w Gnieźnie w sierpniu 1932 przygotowując nas – ku naszemu wielkiemu zdziwieniu -na męczeństwo (”Widzę wśród was męczenników”).

Po II wojnie światowej jako referent szkolny w Gnieźnieńskiej Kurii Metropolitalnej i jako archidiecezjalny wizytator nauki religii:

1. widziałem go często z różańcem w ręku;

2. nie lubił w sprawozdaniach szczegółów. Na to postawił mnie w urzędzie z zaufaniem; człowiek musiał sam sobie radzić. Zgodnie zresztą z pedagogika ks. Bosko (przykład o pieskach, które rzuca się na fale…). W zasadniczych pytaniach dotyczących kierunku pracy, miał zawsze gotową odpowiedź np. co mówić na odprawach księży prefektów, katechetek oraz co podkreślać w przemówkach powizytacyjnych do młodzieży, odpowiedział: “Proszę zawsze mówić o Ojcu Świętym. Szczytową bowiem fazą walki wojującego ateizmu z Kościołem będzie usiłowanie oderwania nas od Stolicy Apostolskiej. Proszę w tym duchu zredagować dokument misji kanonicznej do nauczania religii i podać mi go do aprobaty”;

3. podczas przemówień z balkonu gnieźnieńskiej rezydencji prymasowskiej mówił do tłumów wiernych, że “z pewnością w obecnych wichrowatych czasach czekacie na wskazania prymasowskie…” “Stary Bóg… żyje” – Podnosił znowu na duchu;

4. wzruszyły mnie relacje śp. ks. kardynała Bolesława Filipiaka, byłego kapelana Eminencji.

l. Zamknięci byli oboje w pewnym zamku przez Gestapo na Zachodzie. Gospodyni domu zwróciła im uwagę, że są już dwa tygodnie i nie zmienili bielizny. Poradziła im, by złożyli ją przed drzwiami. Wyprała im w nocy. Ks. Filipiak wszedł do pokoju sypialnego Eminencji. Zauważył jego tors i nagie ręce wyciągnięte po wilgotną jeszcze bieliznę. Taki Kardynał ubogi.

2. Po powrocie do Polski Eminencja sprawował Mszę św. w Prokatedrze Poznańskiej, w Farze. Nagle rozpłakał się przy “Agnus Dei”. Ks. Filipiak podczas podwieczorku nawiązał do tego punktu czyniąc uwagę, że Ks. kardynał ze względu na swoje zdrowie nie powinien się tak wzruszać. Na to Ksiądz Prymas: “Ksiądz zauważył? A chce ksiądz wiedzieć dlaczego? Oto Pan Jezus wysłał nas w świat, abyśmy rozgrzeszali ludzi. Mój Boże a tylu kapłanów dorzuca do grzechów ludzkich tak ogromne przewinienia (dotarły do Eminencji w tym czasie wiadomości o rozmaitych odstępstwach kapłanów).
Współczucie i wynagrodzenie u Eminencji wobec obrażonego Serca Bożego.

3. Byłem i jestem pod wrażeniem słów śp. ks. kardynała Hlonda, tak często powtarzanych przez obecnego ks. kardynała Prymasa Wyszyńskiego i przyjętych przez niego jako testament i natchnienie: “walczcie dalej. Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa. Walczcie z ufnością! Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie! A po zwycięstwie nie zapomnijcie o mojej duszy!”.

Druk: Kardynał August Hlond. Prymas Polski. Współcześni wspominają Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda, s. 114-117.