"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Paweł Puszkarski OSBM - Moje wspomnienia

I. Jak w dzisiejszej chwili, tak i wówczas odbywały się zjazdy, konferencje całego Episkopatu Polski. W tych konferencjach brali udział również nasi księża biskupi tzn. grekokatolicy ze Lwowa, Przemyśla, Stanisławowa i Apostolski Administrator Łemkowszczyzny.

Wszyscy Dostojnicy zatrzymywali się w naszym klasztorze, wówczas bardzo skromnym, ciasnym i niewygodnym. Jak sobie przypominam, nie było prawie żadnej konferencji, aby Jego Eminencja, będąc sam gościem w warszawskim pałacu arcybiskupim, nie odwiedził wyżej wspomnianej placówki Księży Biskupów. Był zawsze pogodny, wesoły, nie żałował nigdy czasu, by dodawać otuchy, udzielać zbawiennych rad w ówczesnych nieraz przykrych dla wyżej wspomnianych Dostojników Kościoła warunkach. Ks. Kardynał, zawsze pełen humoru, uśmiechu, interesował się ich pracą, trudnościami, dając przy tym różne porady i wskazówki ogromnie wówczas przydatne.

II. Ja osobiście, mając na samym początku mego przełożeństwa trudności w odzyskaniu mieszkania w swoim bazyliańskim klasztorze, zawsze korzystałem z Jego obecności w Warszawie, szukając porad i zawsze je otrzymywałem. Licznym jego radom i wskazówkom zawdzięczam to, że po dzień dzisiejszy pozostajemy w Warszawie.

III. Jego wyjazd z Polski w chwili wybuchu wojny światowej cały kraj odczuł bardzo dotkliwie. W chwili powrotu do Ojczyzny i powołania go do Warszawy na miejsce śp. ks. kardynała Kakowskiego, pomimo ciężkiej sytuacji pod każdym względem, zdołał zachować pogodę ducha i dobroć serca ojcowskiego, a mam tu znowu na myśli nasze osierocone duchowieństwo, którego położenie było zastraszające, przede wszystkim ze względu na brak opieki swoich pasterzy – Jego Eminencja wiedząc, co znaczy tułaczka, nie tylko starał się ich pocieszać słowem, dobrą radą, ale wspierał również finansowo, a także przyjmował do współpracy na łacińskich parafiach, pomimo że część duchowieństwa była z rodziną.

Mając wielkie przywileje od Ojca Świętego, z radością pozwalał księżom obrządku wschodniego na birytualizm. W ten sposób obdarzał pomocą duchowną i materialną nie tylko poszczególne jednostki, ale i całe rodziny księżowskie, którym ucieczka do Polski stwarzała niejednokrotnie trudne i przykre sytuacje.

Nie pozwalał na żadne przykrości w stosunku do nich. Gdy pewnego razu przewodniczył na zebraniu kapłanów obrządku łacińskiego, usłyszał jakieś skargi na księży grekokatolickich. Wówczas odpowiedział bardzo poważnie: “O ile chcecie księża, bym pozostał na Waszym zebraniu, proszę tych rzeczy nie poruszać i nie wspominać tych spraw ani słówkiem. Zebrani zrozumieli intencje swojego Dostojnego Gościa Przewodniczącego. Jego subtelność, szlachetność, zrozumienie i chęć niesienia pomocy były nieraz imponujące. Przypominam sobie pewną audiencję, w czasie której poruszyłem pewną swoją przykrą sprawę. Wtedy to zapowiedziano przybycie jakiegoś biskupa. Wtedy Jego Eminencja wziął klucz z kieszeni i wręczając go Księdzu Sekretarzowi powiedział: “Proszę zaprowadzić Ks. Biskupa do mego pokoju na górę. Jak skończę rozmowę z Ojcem św., to zaraz przyjdę”. Uznawał bowiem wielki Dostojnik Kościoła, że zwykły zakonnik może przyjść z poważną sprawą i dlatego nie chciał jej zbyć powierzchownie.

Nam, bazylianom, był zawsze przychylny całym sercem. Opowiadał mi jego Ekscelencja, Ks. Metropolita, że prawie na tydzień przed szpitalem, przejeżdżając obok naszego klasztoru powiedział: “Na drugi tydzień musimy jeszcze odwiedzić tych osieroconych ojców bazylianów”.

Przy końcu swoich skromnych notatek wspomnę niezapomniane zdarzenie z jego życia, które choć drobne, świadczy o tym, jak bardzo Jego Eminencja był pełen ofiarności, jak nie dbał o siebie samego, o swoje zdrowie, jak myślał tylko o Bogu i sobie poddanych. Był to czas tzw. oktawy Bożego Ciała. Piętek tej oktawy, wg warszawskiego zwyczaju, obchodzono uroczyście poświęcenie się Sercu Jezusowemu na rynku Starego Miasta. Katedra była zniszczona. W przedsionku katedry odprawiono nieszpory. W tym czasie padał ulewny deszcz. Po zakończeniu nieszporów Jego Eminencja miał wyruszyć uroczyście na rynek Starego Miasta, by przed statuą Serca Jezusowego uroczyście oddać Warszawę, jej mieszkańców, całą ludzkość Sercu Jezusowemu. Tymczasem deszcz nie przestaje padać. Jego Eminencja nie czekając końca ulewy, wyszedł w swej lekkiej odzieży i pantoflach, aby oddać Warszawę i zebranych wiernych Sercu Jezusowemu.

Archiwum Archiwum Archidiecezjalne w Poznaniu. Zbiory abp A. Baraniaka; (Kopia: Archiwum Ośrodka Postulatorskiego Kard. Augusta Hlonda w Poznaniu)