"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Michał Pollak - Moje spotkania

Po przybyciu z Torunia w 1932 r. na stanowisko kuratora zjednoczonych okręgów, zapoznałem się z kardynałem Augustem Hlondem, arcybiskupem gnieźnieńsko-poznańskim. Złożyłem mu urzędową wizytę, w czasie której omówiliśmy modus vivendi władzy szkolnej z władzą kościelną. Kardynał dobrze był poinformowany o mojej działalności w Okręgu Szkolnym Pomorskim, co wyraźnie zaznaczył w rozmowie ze mną. Od tego pierwszego zetknięcia się stosunki ułożyły się przyjazne, charakteryzujące się wzajemnym poszanowaniem i zaufaniem. Sam to podkreślał nieraz i wobec mnie i wobec innych członków Episkopatu. W ciągu całego mego urzędowania w Poznaniu do 31 sierpnia 1936 r. nigdy nie doszło do żadnych nieporozumień, a o jakichś zadrażnieniach, jak to bywało gdzie indziej między kuratorem a Kurią Biskupią nawet nie było mowy.

Kardynał Hlond występujący zawsze z wielką godnością, gdy reprezentował Kościół w czasie różnych oficjalnych zebrań i narad – jako bardzo wysoki tego Kościoła dostojnik – w rozmowach w swoim pałacu był zawsze niezwykle uprzejmy, serdeczny i prosty w obejściu. Stojąc na straży Kościoła, strzegąc jego powagi i dobra, nie był zacietrzewiony, nie był stronniczy. Zawsze do głębi zbadawszy sprawę, wykazywał należyte jej zrozumienie, ujmował rzecz jasno, obiektywnie, sprawiedliwie. Do szkoły i jej zagadnień wychowawczych, do młodzieży szkolnej bardzo pozytywnie się ustosunkowywał, co mogłem stwierdzić w czasie różnych z nim spotkań.

Kontakty ułożyły się tak, że ilekroć zachodziła potrzeba, zgłaszałem swoje przybycie dla omówienia ważnych spraw, które wymagały decyzji Kardynała w odniesieniu do kleru jemu podległego. A w ciągu miesięcy takich spraw nagromadziła się zawsze spora wiązka. Proboszczowie na prowincji lubili się mieszać do spraw szkolnych, uważali często, że mogą zlecać nauczycielowi różne czynności związane z kultem i nabożeństwami dla młodzieży (np. funkcje organisty), nie liczyli się nieraz z porządkiem i organizacją życia szkolnego (urządzanie nauki religii). Zdarzały się przypadki, że proboszczowie bez porozumienia z kierownictwem szkół lub z inspektorem szkolnym wyznaczali terminy przystępowania dzieci do sakramentów. Oczywiście powodowało to dezorganizację nauki szkolnej oraz wywoływało zatargi między szkołą a proboszczem. Dla uregulowania tej sprawy zmuszony byłem interweniować u samego Kardynała, który uznając racje przez mnie przedstawione, polecił proboszczom, aby zaniechali takiego postępowania, to samo zarządził też na mój wniosek biskup Okoniewski na terenie diecezji chełmińskiej. Podobnie dezorganizująco oddziaływały wizytacje nauki religii przeprowadzane z ramienia Kurii Archidiecezjalnej przez specjalnych wizytatorów. Postępowano zwykle w ten sposób, że młodzież z kilku szkół zbierała się w kościele parafialnym, przerywając na cały dzień naukę szkolną. Nie było to ani celowe ani praktycznie nie przynosiło zamierzonej korzyści. Młodzież zgromadzona w dużej ilości w kościele nie mogła być zbadana należycie, cel wychowawczy nie mógł być osiągnięty. Jedynie chyba było to ułatwieniem dla księży przeprowadzających wizytację. Działo się to też bardzo często bez porozumienia z lokalną władzą szkolną. Na skutek mej interwencji, kardynał Hlond wydał zarządzenie z dnia 1 lutego 1933 r., aby “księża inspektorowie wizytowali naukę religii jedynie w gmachu szkolnym, a wyniki omawiali z nauczycielstwem”.

Nierzadkie były zatargi między proboszczami a kierownikami szkoły na tle urojonej supremacji duchownych nad świeckimi, a zwłaszcza nad nauczycielem na wsi lub na tle przesadnie pojętej gorliwości w sprawach moralności. Zasadniczo tło zadrażnień i nieporozumień stanowiła niewątpliwie przynależność kierownika szkoły czy nauczyciela do Związku Nauczycielstwa Polskiego (a nie do Stowarzyszenia Chrześcijańskiego Nauczycielstwa Polskiego dobrze widzianego u kleru), który uchodził za zbiorowisko ateistów źle nastrojonych do Kościoła, a nawet był posądzany wprost o działalność komunistyczną, a co najmniej o sympatie komunistyczne. Do niektórych stosunków przyczyniała się też w znacznym stopniu przynależność wielu nauczycieli do Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, który był negatywnie ustosunkowany do Narodowej Demokracji uznawanej przez kler, zwłaszcza w tym czasie, gdy “góra” Związku Nauczycielstwa Polskiego zdecydowanie popierała Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (wiceprezes poseł Smulikowski, posłanka Maria Jaworska).

Odzywały się też echa dawnej uporczywej i uzasadnionej walki nauczycielstwa związkowego w okręgu o zupełną niezależność nauczyciela od proboszcza, co tendencyjnie poczytywanie było za walkę z Kościołem i religią. Tymczasem ZNP w okręgu poznańskim wyraźnie odcinał się od tej walki. Chodziło mu raczej o zupełne wyzwolenie nauczyciela od proboszcza (tak bywało dawniej, gdy nauczyciel podporządkowany proboszczowi, musiał bezapelacyjnie spełniać na jego zlecenie różne prace w kościele i dla kościoła na wsi) oraz o skuteczną obronę nauczyciela w konkretnych wypadkach przed atakami kleru, często krzywdzącymi nauczyciela i Związek.

W takiej to napiętej nieraz atmosferze, niepotrzebnie zaogniającej stosunki między dwoma czynnikami wychowawczo oddziaływującymi na młodzież i społeczeństwo, grożącej wybuchem otwartej walki w terenie zmuszony byłem interweniować u Kardynała. Kardynał Hlond – trzeba to z uznaniem podkreślić – po zapoznaniu się z faktami przeze mnie przedstawionymi, zajmował stanowisko sprawiedliwe, salwując autorytet szkoły. Niewłaściwe wystąpienia różnych proboszczów ukrócał, dawał pouczenia i zarządzenia podległemu klerowi, a mnie zawiadamiał o tym zawsze pisemnie lub ustnie. Oczywiście Kardynał miał bardzo trudną często sytuację, o czym mi wyraźnie mówił, gdyż proboszczowie byli “inamovibiles” tak, że mógł na nich oddziaływać tylko słowem i poleceniami.

Ja ze swej strony oddziaływałem znowu stale na nauczycielstwo, przede wszystkim szkół powszechnych, bezpośrednio stykające się z proboszczami w terenie, aby unikało niepotrzebnych zadrażnień, a raczej odnosiło się do kuratora, za pośrednictwem inspektorów we wszelkich nieporozumieniach i trudnościach we współżyciu z klerem. Dałem temu wyraz m.in. na Zjeździe Okręgowym Delegatów Związku Nauczycielstwa Polskiego w Poznaniu w dniu 2 lutego 1933 r.: “Pracując nad dziatwą szkolną, nauczyciel w swych poczynaniach styka się obok domu rodzicielskiego z jednym jeszcze czynnikiem, który wywiera swój wpływ wychowawczy od bardzo dawna tj. z Kościołem. Szkoła współpracuje z Kościołem w dobrej harmonii w zakresie wychowania moralnego i religijnego jednostek, urabiania charakterów, doskonalenia człowieka. Współpraca duchowieństwa i nauczycielstwa w powiatach dla sprawy wychowania młodego pokolenia powinna być równa i spokojna, bez niepotrzebnych zadrażnień i tarć. Obopólne zrozumienie i porozumienie oraz wyjaśnianie wszelkich kwestii, mogących nastręczać jakieś trudności, jest najlepszą drogą wiodącą do ułatwienia współpracy na miejscu. Kuratorium w tym zakresie pozostaje w ścisłym kontakcie z Kuriami i omawia zawsze wszelkie zagadnienia, jakie się tylko wyłonią w terenie, a wymagają zasadniczego wyjaśnienia i uregulowania”.

Aby zaś nie było żadnych niejasności i nieporozumień odnośnie ustosunkowania się władz szkolnych do Kościoła i duchowieństwa, wkrótce po objęciu stanowiska kuratora w Toruniu w 1932 r., na konferencji inspektorów szkolnych poruszyłem tę sprawę m.in. wyraźnie podkreśliłem, że “władze szkolne nie myślą o prowadzeniu jakiejś walki z duchowieństwem”. O tym oczywiście kler archidiecezji poznańskiej dobrze wiedział. Jak bezstronny był i sprawiedliwie oceniał Kardynał różne sytuacje i zachowanie się kleru świadczyć może zdarzenie, jakie miało miejsce w Wolsztynie w roku 1933.

Młodzież dwóch najwyższych klas gimnazjum w Wolsztynie pragnąc uczcić święto Bożego Narodzenia, a równocześnie sprawić miłą niespodziankę zarówno rodzicom i młodzieży szkolnej, jak i społeczeństwu wolsztyńskiemu, postanowiła wystawić utwór sceniczny “Pastorałka”, misterium ludowe w układzie Leona Schillera z muzyką Schillera i Jana Maklakiewicza. “Pastorałka” wydana w 1931 r. nakładem Instytutu Teatrów Ludowych z zasiłku Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, dozwolona została do użytku szkolnego, szczególnie dla bibliotek szkolnych. Wystawiana była kilkakrotnie w Warszawie i gdzie indziej w Polsce, a nawet w Grodzisku sąsiadującym z Wolsztynem. Utwór ten oparty na kilkuwiekowych polskich tradycjach kolędniczych wszędzie przyniósł widzom wiele szczerej radości, a także wzruszeń religijnych i nigdzie nie wywołał protestów, ani nie dał powodów do zgorszenia. W Warszawie nawet księża współpracowali w reżyserii utworu.

W Wolsztynie w przeddzień przedstawienia dla publiczności odbyło się przedstawienie dla miejscowych szkół przyjęte przez młodzież z zadowoleniem i ogólnym aplauzem. W przedstawieniu wziął udział prefekt miejscowego seminarium nauczycielskiego, a prefekt gimnazjum zapoznawszy się z tekstem nie podniósł żadnych zarzutów przeciwko przygotowaniu przedstawienia. Dopiero następnego dnia w czasie przedstawienia dla starszego społeczeństwa zerwały się protesty, dały się słyszeć słowa oburzenia wśród hałasu i wrzawy czynionej przez jednego z miejscowych księży oraz dyrektora Szkoły Rolniczej. Przedstawienie zostało zerwane, publiczność w podnieceniu opuściła salę. Wysunięto zarzuty, że nie należało w ogóle dopuścić do wystawienia “Pastorałki”, gdyż treść jej niezgodna jest z prawdami wiary katolickiej, że zawiera momenty ośmieszające postacie Świętych (Matkę Bożą i św. Józefa), że młodzież w charakteryzacji czy w ruchach stwarzała momenty drastyczne i gorszące. Wszczęto wielką akcję przeciw dyrektorowi Gimnazjum i władzom szkolnym. Dzienniki endeckie w Poznaniu i w Warszawie wystąpiły ze zjadliwą nagonką biorąc w obronę rzekomo zagrożony katolicyzm. Katolicka agencja prasowa podniosła zarzuty, proboszczowie dekanatu zbąszyńskiego ogłosili protestujące i potępiające oświadczenie. Zarzucono, że ośmieszone zostały tajemnice wiary katolickiej i obrażone uczucia religijne. Wysunięto też z wielkim oburzeniem zarzut siania nienawiści do klas posiadających, a nawet propagowania idei komunistycznych. W Wielkopolsce zawrzało.

Jako kurator zarządziłem bardzo sumiennie i dociekliwe badania, które przeprowadził naczelnik Wydziału Biedowicz. Dochodzenia wykazały bezpodstawność zarzutów i złośliwą nagonkę na dyrektora i młodzież. Inicjatorzy tej niesamowitej awantury nie zrozumieli istotnej treści “Pastorałki” i wysuwając niegodne insynuacje na temat antyreligijnego kierunku wychowania, brutalnie napadli na dyrektora i szkołę. Dla uspokojenia wzburzonej opinii społeczeństwa, po przeprowadzeniu dochodzeń, ogłosiłem w Dzienniku Poznańskim oświadczenie wyjaśniające całą sprawę.

Niezależnie od tego, udałem się osobiście do kardynała Hlonda, któremu przedstawiłem wyniki dochodzeń, moje stanowisko w tej sprawie oraz moje wnioski zmierzające do zlikwidowania tej sprawy. Kardynał, po zapoznaniu się z całokształtem tego bardzo przykrego wydarzenia, rozdmuchanego po prostu na tle politycznym i antyrządowym, po wzajemnym omówieniu, zdecydował się na moją propozycję: Kardynał przyrzekł wpłynąć uspokajająco na oburzonych proboszczów dekanatu zbąszyńskiego, a w szczególności na księży z Wolsztyna, a ja, jako kurator zapowiedziałem przeniesienie służbowe dyrektora Szkoły Rolniczej do innej miejscowości.

Niezrozumienie wartości dzieła, skandaliczne zacietrzewienie, świadome i w skutkach daleko idące uderzenie na szkołę oraz młodzież święciło triumfy. Postawa Kardynała, jego wnikliwe i obiektywne spojrzenie na całość sprawy kompromitującej kler, jego solidaryzowanie się z moim stanowiskiem jako człowieka bezstronnego i sprawiedliwie oceniającego sytuację, było najzupełniej godne stojącego na świeczniku reprezentanta Kościoła.

Nigdy Kardynał nie wysuwał żądań w sprawie usuwania nauczycieli z powodu ich niemożności współżycia z klerem. Gdy takie wypadki miały miejsce, zawsze przedstawiał obiektywnie odnośną sprawę dla powzięcia przez kuratora decyzji na podstawie zbadanych szczegółów. Jeśli chodziło mu o jakąś sprawę personalną, w sposób delikatny ją wysuwał, a gdy z mej strony były obiekcje natury rzeczowej, zasadniczej, wycofywał się przyznając mi rację.

Wielokroć razy z kardynałem Hlondem brałem udział na równi z innymi reprezentantami władz wojewódzkich w różnych uroczystościach szkolnych i kościelnych, zarówno w Poznaniu jak i na prowincji, jak np. w Buku, Marszałkach, Odolanowie, Ostrowie Wielkopolskim, Ostrzeszowie, Wągrowcu (odsłonięcie pomnika ks. Jakuba Wujka) itd. Wówczas miałem też sposobność omawiania spraw dotyczących współżycia Kościoła i szkoły.

Dzięki temu wszystkiemu, gdy na najwyższym szczeblu w Poznaniu zapanowała harmonia i wzajemne zrozumienie – o czym kler był poinformowany i co konstatował nieraz naocznie przy różnych okazjach – poprawiały się stosunki między nauczycielstwem a klerem. Rażących i nieznośnych zadrażnień z biegiem czasu coraz bardziej ubywało.

Archiwum Ośrodka Postulatorskiego Kard. Augusta Hlonda w Poznaniu