"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Paulina Chlondowska - W domu rodzinnym

U nas w domu rodzinnym panowało hasło: “módl się i pracuj”. Od najmłodszych lat uczyła nas matka pracować i modlić się. Nie było czasu na próżnowanie, bo matka zaraz upominała, że próżniactwo jest początkiem zła i że za każdą minutę trzeba będzie Panu Bogu zdać rachunek. Czasem było w domu wiele pracy do późnego wieczora. Nigdy jej nie brakowało przy małym gospodarstwie, więc przy pracy śpiewało się pieśni kościelne lub odmawiało różaniec. Różaniec odmawiało się w domu bardzo często. W niedzielę po mszy św. śpiewało się w domu “Godzinki”, a po południu trzeba było iść na nieszpory. Do kościoła było dosyć daleko, bo około 45 minut. Mimo to chodziło się na roraty, na nabożeństwa majowe i różańcowe. Matka była kobietą prostą, ubierała się po wiejsku, miała dobre serce, była życzliwa i cierpliwa, i wymagała posłuszeństwa. Nie znosiła pychy i zawsze mówiła, że pycha chodzi na jednej nodze, lub, że Bóg sprzeciwia się pysznym, a pokornym łaskę daje. Dzieci starały się być zawsze posłuszne tak matce jak i ojcu.

Ojciec, który pracował na kolei jako zwrotniczy, był również człowiekiem prostym, dobrym i dbał o dobre wychowanie swych dzieci. Był jednak przy tym bardzo surowy. (…) Był pobożny i nigdy nie rozstawał się z różańcem. W ogródku przed domem stała figura Matki Boskiej. Nocami świeciła się przed figura lampka oliwna, która ojciec codziennie zapalał i nigdy tej czynności nie zaniedbywał.

Pewnego razu napisał synowi Augustowi, który już był na wyższych studiach list z wyrzutem, że jeszcze nie odwiedził swoich rodziców, chociaż inni już ten obowiązek spełnili. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Nie czytałam tego listu, bo wtedy jeszcze nie chodziłam do szkoły a ojciec nie dał nam dzieciom tego listu przeczytać. Jedynie matka zdradziła nam po pewnym czasie cośkolwiek z tego listu. Syn August ubolewał bardzo, że rodzice uważają go za niedobrego syna i wspomniał, że są w błędzie, gdyż zawsze czci ojca i matkę i że jego rodzina jest teraz tam, gdzie się poświęcił. Mniej więcej taka mogła być dalsza treść tego listu: “A może byście mnie chętnie widzieli nie zakonnika, lecz jako proboszcza, bym tym samym bogacił rodzinę? Lecz i ten krzyż wezmę i chętnie poniosę”. Tak odpisał syn August na zarzut ojca. Po otrzymaniu tego listu ojciec był bardzo smutny a matka bardzo płakała.

Dzieci były wychowane w duchu polskim. Wszystkie chodziły na polski katechizm i z tego powodu ojciec miał nieraz nieprzyjemności i kłopoty w pracy, lecz nigdy nie ustępował. Zawsze się tłumaczył, że nie ma czasu na wychowanie dzieci, bo pracuje po 12 godzin dziennie, nie wliczając w to drogi do pracy, że wychowaniem zajmuje się matka, która nie opanowała dobrze języka niemieckiego i dlatego wychowuje dzieci po polsku.

Ojciec nasz był gorliwym Polakiem. Często opowiadał dzieciom o Polsce, o jej historii i kulturze i często śpiewał:

“Jeszcze Polska nie zginęła”. Dzieci z uwagą słuchały opowiadania, bo niewiele wiedziały o Polsce. (…)

Ulubionym jego zajęciem w wolnych chwilach było łowienie ryb – nie na wędkę i na haczyk, lecz na podrywkę. Blisko przepływająca Przemsza dawała ku temu okazję. Nie to jednak było jego największym zainteresowaniem. Pieczołowicie ukrywał przed żandarmami pruskimi strzelby, które czekały na stosowną chwilę, o której marzyło polskie społeczeństwo na Górnym Śląsku (…). Gdy ta stosowna chwila nadeszła, ojciec już nie żył. Wyręczył go natomiast najmłodszy Klemens, biorąc udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich.

Druk: Kardynał August Hlond. Prymas Polski. Współcześni wspominają Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda, s. 31-33.