"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Jan Konieczny TChr - Kardynał August Hlond, Prymas Polski wobec problemów Kościoła na Ziemiach Zachodnich

Poprzez wyrywkowo interpretowane uprawnienia Kardynała Hlonda jakie otrzymał w Sekretariacie Stanu 8 lipca 1945 r. odnośnie uporządkowania trudnych i nabrzmiałych w czasie wojny problemów w Kościele partykularnym chce się wprowadzić czytelnika w błąd lub też podtrzymać wytworzoną już, wieloma nieprzychylnymi artykułami w prasie niemieckiej, niechęć lub nawet wrogość wobec jego osoby. Podtrzymuje się w ten sposób “pewność”, braku jakiejkolwiek kompetencji w tym zakresie a w konsekwencji całkowitą nieważność jego działań, które przecież zmierzały do zminimalizowania problemów z jakimi zmagał się Kościół na terenach “Ziem Zachodnich”. Przyjmuje się tezę, że nie posiadając uprawnień działał nieważnie. Wówczas już stosunkowo łatwo jest obarczyć go dodatkowo wieloma innymi zarzutami, czyniąc go współwinnym wysiedlenia i jej konsekwencjami.

Chociaż wiele mówi się na temat wspomnianych uprawnień, to jednak nie sięga się do źródeł, aby badać dokładnie i odkrywać prawdę, która dla obu narodów w tym wieku okazała się tragiczna. Dopiero wówczas, po rzetelnym studium dokumentów (wierzę, że istniejących mimo upływu już 50 lat), a nie pomówień i sztucznie podtrzymywanych niechęci, będzie można wydać opinię. Obecnie gdy toczy się proces beatyfikacyjny jedynym uprawnionym do wypowiedzenia się, po zbadaniu wszystkich możliwych dokumentów, czy posiadał lub nadużył uprawnienia w tym względzie, jest tylko i wyłącznie Kościół.

Często, w niemieckich artykułach prasowych, ukazuje się Ks. dra Piontka jako człowieka zwiedzionego i skrzywdzonego, któremu Kardynał Hlond odebrał możliwość wypełniania funkcji pasterskiej. Nie wspomina się natomiast ani słowem o niemożności jego jakiegokolwiek działania oraz lekceważeniu jego uprawnień – jako niemieckich – przez nowe komunistyczne władze cywilne, naznaczone przede wszystkim elementem żydowskim. To właśnie rządowe dzienniki takie jak np. “Robotnik”, “Dziennik Zachodni” i inne sterowały nie tylko opinią prostego człowieka ale również zwiastowały nową politykę rządu wobec ludności i niemieckich duchownych, pozostających na terenach “Ziem Zachodnich”. Trzeba nam się wczytać w te dokumentalne prasowe artykuły by wczuć się i zrozumieć stan ówczesnego “niemieckiego” Kościoła.

Cytując: “in tutto il terittorio polacco”, zaczerpnięte z tekstu papieskiego reskryptu wydaje się, że należałoby zbadać obszary jakie prawodawca w założeniu nadał temu terminowi? Sugestią do możliwego wyjaśnienia mogą być sprawozdania, do składania których Kardynał Hlond został zobowiązany, niewątpliwie w nich jest odpowiedź na ciągłe zarzuty. Zapewne odnalezienie sprawozdań będzie trudne, lecz chyba nie jest niemożliwe. Należy przypuszczać, że jedynie one mogą wyjaśnić wiele a przede wszystkim ukażą prawdziwe możliwości zewnętrzne i wewnętrzne w jakich działała ówczesna niemiecka administracja Kościoła oraz działań wielu, tak ludzi cywilnych jak i kapłanów. Jedynie znany publicznie “Raport” kierowany do Sekretariatu Stanu z 24 października 1946, naświetla dość wystarczająco ówczesną sytuację i możliwość spełniania posługi dla dobra dusz.

Poprzez artykuły podważające wszystkie działania Kardynała i zarzucanie mu nawet antysemityzmu (co jest niezgodne z dokumentami świadczącymi o okazywanej wobec nich pomocy w czasie prześladowania żydów przez ówczesne władze niemieckie) nie próbuje się wejść w ówczesny dramatyzm obojga narodów. Dramatyzm ten naznaczony był przecież przymusowym opuszczeniem swych domostw, a na domiar złego również często pozbawionych kapłana. Wielu z nich zostało zabitych w czasach wojny przez okupantów tak niemieckich jak i rosyjskich. Można tylko przypuszczać, że poprzez obwinianie “winą” Kardynała Hlonda chce się jedynie utrzymać jakieś nieokreślone cele polityczne. Niestety trzeba zauważyć, że wszyscy duchowni niemieccy, a nawet siostry zakonne w istniejących klasztorach na terenach “Ziem Zachodnich” pozostawali na łasce i nie łasce, wrogiego rodzącego się systemu komunistycznego. Dla przedstawienia wspólnego obrazu tragedii nie można zapominać, iż wielu duchownych niemieckich, z obawy przed sowieckimi represjami, wyjeżdżało w głąb Niemiec czy to razem z wycofującym się wojskiem niemieckim czy to zaraz po przejściu frontu, nawet bez swych parafian. Wszystko wskazuje na to, że w publikacjach pisanych, chce się jedynie udowodnić założoną z góry tezę. W fragmentarycznie wybieranych sformułowaniach szuka się niezbitych dowodów, nie wnikając w ówczesną złożoną i bardzo delikatną sytuację Kościoła tak polskiego jak i niemieckiego postawionego wobec wyzwania jaki stawiał przed nim nowy totalitaryzm.

Trzeba nam i dziś 52 lata po zakończeniu wojny pamiętać, że architektami nowego porządku w Europie nie był Kard. Hlond ale przedstawiciele wielkich mocarstw, a o przesiedleniu tak ludności polskiej jak i niemieckiej zadecydowała Komisji Międzysojusznicza zwycięskich mocarstw.

Wydaje się, że można postawić pytanie: “W jaki sposób trzeba będzie w przyszłości prostować błędne tezy i fałszywe wnioski tych wszystkich, którzy teraz obciążają Kard. Hlonda zarzutami, gdyby zostały odnalezione dokumenty mówiące o nadaniu negowanych pełnomocnictw papieskich”.

Zastanawiając się nad złożonością zaistniałej sytuacji, będącej konsekwencją prowadzonej wcześniej wojny, trzeba nam wejść w realia ówczesnych dni kiedy to “Hierarchia (Niemiecka) pozostawała pogrążona w ciszy i niemożności działania” a nagonka rządowej prasy i całego nowego aparatu państwowego atakowała wszystko co było niemieckie w tym również w dziedzinie kościelnej. Oprócz Śląska Opolskiego były wielkie braki duchowieństwa znającego i posługującego się językiem polskim dla zabezpieczenia opieki. Trudno się dziwić, chociaż Kościół jest powszechny a nie narodowy, że musiały istnieć głębokie opory natury psychologicznej spowodowane okrucieństwem wojny w ludności przed korzystaniem z opieki duchowej i sakramentalnej przesiedlanych tam polaków z wygnanych swoich siedlisk ze wschodu. Zastanawiając się nad dramatem wysiedlenia milionów ludności tak polskiej jak i niemieckiej oraz Ślązaków i mazurów nie możemy zapomnieć, że o ich losie decydowała Komisja Międzysojusznicza, w której Polska nie uczestniczyła. Trzeba nam również pamiętać, że na większości obszarów Pomorza Zachodniego po wojnie nie było prawie księży katolickich.

Ciekawe ale również i zastanawiające dla badacza życia i działalności Kard. Hlonda jest to, że zawsze nawet za jego życia, pojawiały się bezzasadne zarzuty i oskarżenia, jakichś konkretnych grup niemieckich, które później musiały być, na podstawie dokumentów, prostowane i odwoływane. Sam Kardynał Hlond powiedział kiedyś, że “wielu ma przyjaciół Niemców ale wśród prawdziwych Niemców” i miał wielu dobrych i oddanych sobie przyjaciół z tego sąsiedniego narodu, posiadał ich wielu wśród członków niemieckiego episkopatu, z którymi korespondował nie tylko na tematy urzędowe. (Pisząc “Niemcy” nie mam na uwadze wszystkich członków tego narodu ale tylko grupy, szczególnie zaangażowane w “naświetlanie” wrogiej i złej postawy Kardynała Hlonda po II wojnie światowej.)

Nie można zapomnieć o konkretnej pomocy udzielanej przez Kardynała Hlonda wielu potrzebującym członkom narodu niemieckiego tak przed wojną jak i w czasie jej trwania, najczęściej przeciwników narodowego socjalizmu. Ale znane są również konkretne fałszywe informacje mające zwieść czytelnika i “zaszkodzić” osobie Kardynała Hlonda, przedstawić go w najgorszym świetle i w jego osobie personifikować zło, którego nie popełnił już od czasu pełnienia przez niego funkcji biskupa katowickiego. Dla przykładu można podać: gdy pojawiły się pogłoski w prasie o szybkiej nominacji na wakujący urząd Prefekta Kongregacji Rozkrzewiania Wiary a wśród kandydatów wymieniano Kardynała Hlonda starano się mu wówczas oddać wilczą przysługę. Kurier Poznański w notatce z dnia 20 listopada 1932 r. podaje między innymi: “…wiadomość o nominacji jest tendencyjna i inspirowana przez koła niemieckie wyłącznie w tym celu, aby przez uprzedzenie, na które Watykan jest wrażliwy, zaszkodzić Polsce i kandydaturze Kardynała Hlonda…” (Kurier Poznański z dnia 20 listopada 1932 r.). Można tylko zamilknąć przed przytaczaniem innych przykładów, bowiem nie chcę przypominać dzisiejszemu człowiekowi również i takiej naszej wspólnej trudnej przeszłości.

Dla badacza życia i działania Kard. Hlonda zapewne bardzo ciekawe będzie odkrywanie i znajdywanie na kartach wspólnej historii “napaści”, bowiem one zapewne ukażą więcej światła na podstawy “wrogości” wobec osoby Kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski. Przypuszczać jednak należy, że źródłem tej “wrogiej postawy” może być jedynie bezkompromisowa postawa Kard. Hlonda wobec zła ówczesnej epoki, piętnowana tak w listach pasterskich jak i w wielu przemówieniach wygłaszanych nie tylko w Polsce. Ufam, że poprzez zmaganie się różnych, czasami wrogich opinii, pełniej będzie można odkryć wielkość osobistą, Kardynała Augusta Hlonda, Prymasa Polski wybierającego Ewangelię a nie racje polityczne w trudnych czasach dla Kościoła i Polski.