"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

A. Grajewski, Prymas pomijany, w: Gość Niedzielny nr 26/2011, 3.07.2011

Trzech kardynałów: Hlond, Wyszyński i Wojtyła zaważyło na losach Kościoła w Polsce w ubiegłym stuleciu. Zasługi kard. Augusta Hlonda najmniej utrwaliły się w społecznej świadomości.

Warto je przypomnieć, gdyż 5 lipca mija 130. rocznica jego urodzin. „Gość Niedzielny" ma tytuł szczególny, aby przypominać tę wyjątkową postać. To bowiem ks. Hlond, jako administrator apostolski dla polskiej części Górnego Śląska, zdecydował w 1923 r. o powołaniu „Gościa Niedzielnego" i wyznaczył pismu zadania, które aktualne są do dzisiaj.

Świadek i uczestnik historii

W pamięci współczesnych utrwalił się dorobek prymasa Hlonda z lat wojny oraz pierwszego okresu powojennego. Spełniając prośbę władz RP, we wrześniu 1939 r. kard. Hlond opuścił kraj, udając się na emigrację. W Rzymie jego kontakty z przedstawicielami Kurii Rzymskiej oraz papieżem Piusem XII miały kluczowe znaczenie dla uświadomienia Stolicy Apostolskiej dramatu okupowanej Polski. W 1943 r. zamieszkał we Francji na terenach kontrolowanych przez proniemiecki rząd Vichy. Tam w lutym 1944 r. aresztowało go gestapo i zamknęło klasztorze na terenie Sabaudii. Wyzwoliły go wojska amerykańskie. Zaraz po powrocie z emigracji do kraju w lipcu 1945 r. uświadamiał rodakom, że nastąpił trwały podział Europy, nie tylko polityczny, ale także ideowy, a Polska znalazła się pod rządami „bezbożnego" materializmu. Wyjątkową rolę odegrał w tworzeniu struktur kościelnych na ziemiach zachodnich i północnych. Dzięki uprawnieniom legata papieskiego, jakie otrzymał od Piusa XII, kard. Hlond mógł we wrześniu 1945 r. na ziemiach zachodnich i północnych stworzyć administratury apostolskie oraz mianować tam 5 zwierzchników z uprawnieniami biskupa rezydencjalnego. Umożliwiło to tworzenie zrębów Kościoła na ziemiach, które w wyniku postanowień konferencji poczdamskiej weszły w skład państwa polskiego. Dzięki temu wlewająca się na te tereny milionowa masa repatriantów ze Wschodu oraz ludzi z innych regionów Polski znalazła tam oparcie w polskim duchowieństwie, co miało decydujące znaczenie dla rozwoju duchowego tych ziem.

W 1946 r. kard. Hlond, przeczuwając nadejście okresu nowych prób dla Kościoła, przekonał Stolicę Apostolską do stworzenia unii personalnej między archidiecezją gnieźnieńską, do której przywiązana jest godność prymasowska, a arcybiskupstwem warszawskim. To spowodowało, że prymas Polski mógł stale urzędować w Warszawie. Umocniony specjalnymi pełnomocnictwami papieskimi, stał się osobą kluczową dla obrony wolności Kościoła w Polsce. W ten sposób rozpoczął epokę prymasów, którzy brali na siebie obowiązek reprezentowania całego Kościoła w relacjach z komunistycznymi władzami. Jednak zasługi kard. Augusta Hlonda dotyczą także okresu wcześniejszego.

Konsolidacja Kościoła w II RP

Powołanie nieznanego szerzej w kraju salezjanina, a zarazem biskupa katowickiego w grudniu 1925 r. na urząd metropolity gnieźnieńsko-poznanskiego było szokiem dla krajowej opinii. Urząd prymasa Polski obejmował bowiem kapłan stosunkowo młody, w chwili nominacji miał 45 lat, z niewielkim, blisko rocznym stażem biskupim, na dodatek zakonnik o plebejskim pochodzeniu. Warto zwrócić uwagę, iż poza tym, że papież Pius Xl osobiście dobrze znał ks. Hlonda, w jego zamyśle ta nominacja miała charakter symboliczny. Wspominał o tym kard. Hlond, mówiąc, że gdy dziękował Ojcu Świętemu za godność prymasowską, Pius Xl powiedział mu: „mianując syna ziemi śląskiej na prastary stolec biskupi, pragnę dać dowód, jak bardzo zależy mi na jedności Polski, by Polska była jedno".

Kardynał Hlond objął honorowe przewodnictwo w episkopacie, w którym nie brakowało postaci wybitnych, zasłużonych dla kraju i Kościoła, ale także wewnętrznie skłóconym na tle politycznym. Zamach majowy Piłsudskiego w 1926 r. oraz przejęcie władzy przez jego obóz, tzw. sanację, spowodowało podziały i napięcia społeczne, które zatarły się dopiero w 1939 r., gdy zbliżała się wojna. Część biskupów, jak wpływowy Stanisław Łukomski z Łomży, zdecydowanie wspierała opozycję endecką, której liderem był Roman Dmowski. Innym, jak biskupowi katowickiemu Stanisławowi Adamskicmu, bliżej było do chadecji Wojciecha Korfantego.

Prymas Hlond, mając na uwadze dobro państwa, starał się pracować ponad tymi podziałami. Diagnozę sytuacji zawarł w przejmującym orędziu pt. „Kryzys duszy polskiej", w którym surowej krytyce poddał zarówno swary partyjne, jak i wadliwy ustrój państwa. Nie spełnił nadziei endecji, która chciała się przedstawić jako jedyny reprezentant obozu katolickiego i zarzucała Hlondowi nadmierną spolegliwość wobec rządzących. Nie było to prawdą. Prymas Hlond z władzą państwową prowadził wytrwały dialog, ale nie szczędził jej także słów krytycznych, zwłaszcza w drugiej połowie lat 30., kiedy kryzys gospodarczy spowodował napięcie społeczne, z którym państwo nie potrafiło sobie poradzić. To pod jego naciskiem zarejestrowany został statut Akcji Katolickiej jako organizacji suwerennej, mającej szerokie pole do działania. Interweniował także w sprawie polityków opozycji, uwięzionych w 1930 r. - m.in. na skutek tego wolność odzyskał Wojciech Korfanty. Później zabiegał o likwidację sanacyjnego więzienia w Berezie Kartuskiej oraz uwolnienie chłopów aresztowanych po zamieszkach w Małopolsce w 1937 r. O dystansie wobec sanacji świadczy fakt, że prymas Hlond, formalnie z powodu choroby, nie wziął udziału w uroczystościach żałobnych po śmierci marszałka Piłsudskie-go. Jednocześnie łagodził nastroje i prowadził rozmowy mediacyjne wczasie tzw. zatargu wawelskiego, czyli sporu władzy z kard. Sapiehą o miejsce spoczynku marszałka na Wawelu. W marcu 1939 r. interweniował u prezydenta Ignacego Mościckiego, aby w sytuacji rosnącego zagrożenia niemieckiego powołał „rząd jedności narodowej", jednak politycy sanacji także i tę ofertę odrzucili.

Opatrznościowe były jego decyzje dotyczące powołania w 1932 r. Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej z myślą o pracy zgromadzenia wśród emigracji zarobkowej. Po wojnie chrystusowcy opiekowali się także emigracją polityczną, głównie żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy nie chcieli wracać do kraju rządzonego przez komunistów.

Miejsce dla trzeciego

W muzeum budowanym na terenie Centrum Opatrzności Bożej znajdzie się ekspozycja poświęcona bł. Janowi Pawłowi II oraz słudze Bożemu kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Szkoda, że przy okazji nie pomyślano także o miejscu dla kard. Hlonda, ze szkodą dla tej postaci, ale także prawdy o narodowej historii. Bez prymasostwa Hlonda ks. Stefan Wyszyński, skromny profesor seminarium we Włocławku, nigdy nie zostałby biskupem lubelskim, a później prymasem Polski. Ten wątek rozwinął niedawno abp Damian Zimoń, kolejny następca kard. Hlonda na urzędzie biskupa katowickiego, który w Mysłowicach, rodzinnym mieście kardynała, powiedział: „Gdyby nie było kard. Hlonda, nie byłoby kard. Wyszyńskiego. Gdyby nie było Wyszyńskiego, nie byłoby Papieża Polaka".

Niewątpliwie wiele elementów posługi Prymasa Tysiąclecia było kontynuacją linii kard. Hlonda, m.in. wspólnotowe manifestowanie wiary, obrona rodziny, wreszcie maryjnego zawierzenia, tak charakterystycznego zarówno dla duchowości kard. Hlonda, jak i Wyszyńskiego oraz Wojtyły. Prymasa Hlonda niesłusznie pominięto w trakcie symbolicznego rozdania przepustek do sanktuarium narodowej pamięci. Funkcjonuje więc na marginesie, szerokiej opinii publicznej mało znany, choć wielkość jego dokonań nie była nigdy kwestionowana. Muzeum w Centrum Opatrzności Bożej ma wszelkie dane ku temu. aby stać się najważniejszą ekspozycją uczącą o najnowszych dziejach Kościoła w Polsce. Brak w niej kard. Hlonda spowoduje, że postać ta coraz bardziej będzie popadała w niepamięć, co - jak sądzę - nie pomoże także jego procesowi beatyfikacyjnemu. Być może na tym etapie tworzenia ekspozycji, zdominowanej przez opowieść o losach dwóch wielkich Polaków, jednego z Kongresówki, drugiego z Galicji, znajdzie się także miejsce dla tego trzeciego, z Górnego Śląska, by dopełnić perspektywę naszych dziejów o zachodnią ich specyfikę.