"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Lech Bilicki: Czego uczy nas kard. Hlond

W tych dniach, a konkretnie 22 października, przypada 65. rocznica śmierci kard. Augusta Hlonda, prymasa Polski. Szkoda, że niewiele osób usłyszało o Roku Prymasa Hlonda. Być może dlatego, że była to inicjatywa lokalna, podjęta przez sejmik województwa śląskiego. Warto jednak przypominać i jego osobę, i jego zasługi dla Kościoła i ojczyzny. Tym bardziej nie powinno zabraknąć wspomnienia o nim w "Przewodniku Katolickim", a więc w tym tygodniku, który wydawany w Poznaniu, czytany był i jest przede wszystkim w diecezjach, w których od roku 1926 August Hlond posługiwał jako biskup i prymas (w archidiecezji poznańskiej do 1946 r., a w archidiecezji gnieźnieńskiej do śmierci, tj. do roku 1948).
 
Nie sposób oczywiście w tak krótkim z konieczności komentarzu ukazać ogrom osiągnięć i zasług. Wystarczy wspomnieć najpierw o roli, jaką prymas Hlond odegrał w odradzającej się po latach niewoli Polsce, gdy jako syn ziemi śląskiej, mianowany biskupem prastarych stolic w Gnieźnie i Poznaniu, stał się swego rodzaju "zwornikiem jedności". Rodząca się wówczas Rzeczpospolita domagała się nowego ducha, by odrodzić się moralnie i podjąć w duchu nauki społecznej Kościoła budowę ustroju państwa. Powołana Rada Społeczna czy Akcja Katolicka miały wspierać go w tym dziele. Ducha religijnego miały umacniać zarówno Krajowy Kongres Eucharystyczny, po raz pierwszy przeżywany w Polsce, jak i Kongres Tomistyczny czy Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla. Nie tylko interesował go kraj, troską ogarniał też emigrantów i bliskie mu były sprawy misji. Wyrazem tego było na przykład zwołanie w Poznaniu Międzynarodowego Kongresu Misyjnego czy utworzenie Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, które to zgromadzenie zakonne aż do dzisiaj obejmuje duszpasterską troską emigrantów z Polski. Niezwykle cenne okazały się podjęte zaraz po wojnie starania o zorganizowanie kościelnych struktur na Ziemiach Odzyskanych. Wymienione tylko tytułem przykładu inicjatywy wypływały z głębi serca prymasa Hlonda i rozumienia powierzonego mu posłannictwa, o czym świadczą jego słowa z ostatnich chwil przed śmiercią: "Zawsze pracowałem dla Kościoła świętego, dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla narodu polskiego (...) i kocham Polskę, i będę się w niebie za nią modlił".
 
Prymas Hlond dał się poznać nie tylko jako wybitny organizator życia Kościoła, ale także jako człowiek głębokiej wiary. Ten rys jego osobowości najlepiej chyba oddaje odnotowany w zapiskach z ostatnich dni przed śmiercią fakt przyjęcia Wiatyku. Prosząc o ten sakrament, mówił: "Jutro przyniesiony będzie Pan Jezus, aby pokazać ludziom, że arcybiskup jest zaopatrzony i aby się nie lękali przyjmować sakramentów świętych". Nieco później wobec biskupa Choromańskiego powie jeszcze raz: "proszę mi przynieść jutro Wiatyk z kościoła parafialnego św. Michała. Proszę przynieść mi w procesji, w której mogą wziąć udział kapituła, duchowieństwo i wierni. Niech lud wie, że kardynał prymas przygotowuje się na śmierć". Warto zapamiętać tę lekcję, jaką dał nam ten dziś niebo zapomniany prymas.
 
W: Przewodnik Katolicki, nr 42, 20 października 2013, s. 9.