"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

DO POLSKICH WYCHOWANKÓW ZAKŁADÓW KSIĘDZA BOSKO

Do wszystkich kolegów z włoskich czasów!

Jakieś nieznane tchnienie idzie po naszych ziemiach. Jakieś ciche wieści szerzą się od pewnego czasu. Wiatr je niesie hen z daleka i rozsiewa po kraju. Nad czym radzi ta zadumana rodzina, tam pod wieśniaczą strzechą? O co prosi ten wzruszony młodzieniec swą zapłakaną matkę, wdowę, wieśniaczkę? Cóż to za tajne rozmowy w tym poufnym kółku studentów? Dlaczego ci dwaj młodociani rękodzielnicy usuwają się od gwarnych gromad swych towarzyszy i zdała od wszystkich ukryte, długie prowadzą rozmowy?

Nad krajem naszym powiał duch Ks. Bosko. Polska, jak długa i szeroka drgnęła, wiele serc zapaliło się tęsknotą, wiele łzawych oczu z ufnością zwróciło się ku południowi. Pojedynczo i gromadnie bez przewodnika, bez zdania sobie sprawy z właściwego celu podróży, z jej niebezpieczeństw i następstw idzie młodzież polska het za granicę w świat — szukać Ks. Bosko.

Dziwna emigracja! Nie wywołana zewnętrznymi okolicznościami, przez nikogo sztucznie nie podtrzymywana, budzi się odruchowo, odbywa się bez planu, niejednokrotnie trwa całe lata. Jakaś nieokreślona tęsknota za czymś pędzi i pędzi wygnańcze dusze z ojczystych niw w zaalpejskie kraje, z pól nadwiślańskich w doliny Padu, z nizin litewskich na turyńskie wybujałe wyżyny. I tam, gdzie na cichy grób ks. Bosko zapłakane wierzby smutne swoje bezładnie pospuszczały gałązki, tam tworzy się pierwsza polska kolonia salezjańska. Zrazu mała, niejednolita, rośnie, potężnieje, a za czasów ks. Grabelskiego do takiej dochodzi siły i do takiego znaczenia, że wśród trudnych warunków utrzymuje się w rozkwicie przez długie lata. Po bohaterskiej epoce walsalickiej następuje złoty wiek lombriaskowski, a potem wędrówka do górzystej Ivrei, która, ulegając wreszcie przewadze zakładów salezjańskich w Galicji, w roku 1906 zamknęła swe bramy dla sarmackich tułaczy8).

Koledzy! To historia nasza. Choć się wszyscy nie znamy, choć do różnych należymy pokoleń, choć w niejednym byliśmy zakładzie i naszej pielgrzymce życiowej rozmaite nadaliśmy kierunki, przecież wszyscyśmy i z tych, co w progi ks. Bosko wnieśli polski zapał i szczerą polską duszę. Pamiętacie, jak mężnie staliśmy tam w zwartych szeregach, z mocną wiarą, że idea ks. Bosko kiedyś w polskie wplecie się dzieje? Pamiętacie, jak tam wśród obcych mimo różnic charakterów i zdań, solidarnie pracowaliśmy, zespoleni wspólnymi ideałami i serdecznym pożyciem? Czas się upomniał o swoje prawa. Poczęła się nasza rozsypka po świecie, zrazu słaba, potem szybsza, gwałtowna, niepowstrzymana. Upłynęło lat niespełna 25 i już nas spotkać można wszędzie: w zakonach, na parafiach, w rodzinach, w urzędach, w nauczycielstwie i w szkołach wszystkich stopni, we wszystkich zawodach.

Ale niestety równocześnie rozluźniać się poczęły nasze wzajemne stosunki i z czasem do tego doszło, że wiele imion uleciało z pamięci, czas i odległość zatarły ślady niejednego, a znajomości nasze ścieśniły się do małego kółka najserdeczniejszych.

Tylko od czasu do czasu niespodziewane odkrycie przypomina nam znane imię lub przypadek zbliża nas do towarzystwa z włoskich czasów. Wszyscy boleliśmy nad tym. Pragnienie serdeczniejszej styczności coraz częściej wypowiadało się w listach i rozmowach. Coraz silniej domagano się, żeby ktoś wystąpił, z inicjatywą zbliżenia nas wszystkich.

Koledzy! To słowo, za którym może od lat tęsknicie, to słowo szczere i życzliwe my dziś do was wypowiadamy i pragniemy, żeby was wszystkich poruszyło i podniosło. Wszystkim rzucamy to hasło: Łączmy się w imię ks. Bosko! Stwórzmy swoją organizację, która by nam umożliwiła zebrać nasze rozdarte siły i odszukać nawet te rozbitki, o których już wieści zaginęły! Nie uznajmy między sobą żadnych różnic, żadnych przywilejów, żadnych odległości! Ręka w rękę! Jedna myśl! Jedno serce! Złotym łańcuchem koleżeństwa złączmy nasze rozbite szeregi, wspomnieniami dawnych czasów karmmy naszego ducha, dobrym słowem podźwignijmy tych spośród nas, którzy padli ofiarą burz życiowych i obaleni niepowodzeniami, w opuszczeniu i zapomnieniu swoim czekają na naszą pomoc (...).

Koledzy! Bracia! Przyłóżcie rękę do tego dzieła! Nie skąpcie nam rad i pomocy! (...) Kiedy po tylu latach i przygodach znowu Was głos koleżeński wzywa pod sztandar ks. Bosko, do tej pracy dla naszego narodu, do której kiedyś paliliśmy się pod włoskimi lazurami, w duszy waszej niewątpliwie najdelikatniejsze poruszą i zestroją się struny, dawne obudzą się w niej sny i marzenia i zapalą się ideały młodości. I chociaż nas góry i rzeki i morza dzielą, wszyscy podajmy sobie rękę i przyrzeczmy sobie jedność i solidarność (...).

Koledzy! W imię Boże do dzieła! Do dzieła zaraz, całą duszą a wytrwale!

Oświęcim, 30 I 1910

8) Mowa o losach polskiej młodzieży, odbywającej studia średnie w zakładach salezjańskich w: Valsalice, Lombriasco i Ivrea.