"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Zapomniany Prymas Hlond

Rozmowa z ks. Przemysławem "Kawą" Kaweckim, inicjatorem otwartego właśnie Muzeum kard. Hlonda w salezjańskim klasztorze w Czerwińsku nad Wisłą, szefem Salezjańskiego Ośrodka Młodzieżowo-Powołaniowego "Emaus".

Wojciech Dudkiewicz: - Niewielu ludzi pamięta już prymasa Augusta Hlonda. Dlaczego warto dziś otwierać jego muzeum?

Ks. Sławomir Kawecki SDB: - Właśnie dlatego, żeby ludzie sobie przypomnieli, żeby zachować pamieć o tym wielkim człowieku. Znamy i pamiętamy prymasa Stefana Wyszyńskiego, wielu zetknęło się z prymasem Glempem, natomiast prymas Hlond, salezjanin, budujący polski Kościół i kierujący nim w bardzo przełomowych i trudnych, dramatycznych czasach, po rozbiorach i po II wojnie światowej, dla wielu czeka na odkrycie, przypomnienie.

- To kard. Hlond przyczynił się do tego, jak wyglądał Kościół kilkadziesiąt lat temu i jak wygląda dziś?

- Nie ukrywam, że tworząc to muzeum tak rozumiałem jego posługę. To on wytyczył drogę, którą potem poszedł kard. Stefan Wyszyński, a potem Józef Glemp. To kard. Hlond nadał Kościołowi rys maryjności, który był kontynuowany przez następów, wskazał na konieczność obchodów Millenium Chrztu Polski. Temu, co potem wydarzyło się w Kościele w Polsce, kard. Hlond nadał bieg.

- Co w otwartym Muzeum kard. Hlonda może - i powinno - zafrapować zwierzających?

- Kard. Hlond niewiele potrzebował do życie, a raczej starał się żyć dla innych. W swojej skromności, pokorze, wychodził do biednych i osobiście ich karmił. Dlatego też nie pozostało wiele rzeczy po nim. Dlatego - paradoksalnie - warto zwrócić uwagę na ornaty pogrzebowe. Orant pogrzebowy, który widać często na zdjęciach, z Chrystusem na krzyżu, kard. Hlond podarował nowicjatowi w klasztorze w Czerwińsku. Razem m. in. z mszałem pogrzebowym stanowi całość. Zauważyłem, że na inauguracji muzeum większość osób zatrzymywała się właśnie przy tym ornacie. To prawdziwe dzieło sztuki.

W: "Niedziela Warszawska" nr 49/2015, 6.XII.2015, s. III.