"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ewa K. Czaczkowska, Nie pertraktuje się z diabłem

Prymas Hlond, krytyczny wobec komunizmu, twardo zabiegał o zachowanie Polski katolicką. 
Dla nas, katolików, nie ma problemu, gdzie mamy żyć. Jeżeli Pan Bóg każe nam być w piekle, to musimy być w piekle, ale to nie znaczy, że mamy pracować dla piekła. Sytuacja, jaka powstała w Polsce po wojnie, nie jest sytuacją wybraną przez nas, została nam narzucona. Jednak jest w tym jakiś zamysł Boży, aby wystawić nas na próbę, doświadczyć nas. Dlatego musimy wyciągnąć wnioski. Po pierwsze – musimy żyć w tym ustroju, jesteśmy do niego przeznaczeni, ale to nie oznacza, że mamy dla niego pracować – mówił kard. August Hlond działaczom katolickim na Jasnej Górze latem 1945 roku, tuż po powrocie do Polski.
 
Realista
 
Te słowa świadczą nie tylko o negatywnej ocenie nowych rządów, które od roku instalowali w Polsce komuniści, wspierani przez sowiecką Rosję, ale i o dużym realizmie. Stanowisko wobec nowego rządu w Warszawie prymas Hlond wypracował w czasie rozmów w Stolicy Apostolskiej, poprzedzających powrót do Polski 20 lipca 1945 roku. To wówczas prymas postanowił, że w Polsce unikać będzie „aktów, które by mogły być interpretowane lub uznawane za aprobatę” rządu, ale także – jak pisze historyk prof. Jerzy Pietrzak – będzie powstrzymywać się od potępienia i zwalczania rządu. Uznał ponadto, że może wykorzystywać „dobre dyspozycje” rządu, nawet jeżeli nie są szczere, ale „dla dobra Kościoła i dusz”. I tych zasad starał się trzymać mocno.
 
Wydaje się, że na usztywnienie linii prymasa wobec komunistów wpłynęły jeszcze dwie sprawy. Pierwszą było przekonanie, że jałtański układ sił w Europie nie potrwa długo. Druga, raczej niepodnoszona w debacie, dotyczyła faktu, że prymas wiedział, iż jego wyjazd na Zachód we wrześniu 1939 roku był w Polsce równie oceniany i komentowany. I chociaż również on został włączony w cierpienia narodu i Kościoła (we Francji był przez gestapo przesłuchiwany, a następnie został internowany), to jednak ta świadomość do końca życia mu ciążyła. Po powrocie do kraju tym bardziej więc nie chciał uczynić nic, co mogłoby go oddzielić od narodu, który w swej większości – tak samo jak on – był przeciwny rządom narzuconym przez Sowietów. „Naród ma zaufanie do Kościoła. Gdybyśmy poparli rząd, którego naród nie uznał i nie przyjął, stracilibyśmy całe zaufanie Narodu” – mówi prymas.
 
Polska nie może być komunistyczna
 
Prymas nie był przeciwny reformom społecznym. które wprowadziła nowa władza. Ale sprzeciwiał się ateizacji społeczeństwa i bezbożnictwu. Za programowe wystąpienie kard. Augusta Hlonda, a zatem programowe dla całego Kościoła w powojennej Polsce, uznaje się przemówienie, jakie wygłosił w święto Chrystusa Króla 28 października 1945 roku na placu Wolności w Poznaniu, z udziałem około 100 tysięcy osób. Prymas mówił: „Nie lękamy się ani nowoczesności, ani przemian społecznych, ani ludowej formy rządów, o ile uszanowane zostaną zasady niezmiennej moralności chrześcijańskiej. (...) Lud katolicki oczekuje, że nowa państwowość będzie owiana myślą chrześcijańską”. Prymas mocno też podkreślał, że nowe państwo musi być zbudowane na zasadach chrześcijańskich. W marcu 1946 roku biskupi w wielkopostnym liście do wiernych „O panowaniu ducha Bożego w Polsce” pisali w podobnym tonie: „Polska powinna być nowoczesna, sprawiedliwa, szczęśliwa, wzbogacona zdobyczami wiedzy i techniki, kulturalna, mądrze zorganizowana. Ale Polska nie może być bezbożna, Polska nie może zdradzić chrześcijańskiego ducha swych dziejów. Polska nie może być komunistyczna. Polska musi pozostać katolicka”.
 
Dlatego gdy zbliżały się wybory do Sejmu w styczniu 1947 roku, prymas z episkopatem wydali orędzie, zakazując katolikom przynależności do parafii i organizacji politycznych, jeżeli program i zasady ich działania są sprzeczne z chrześcijaństwem; zakazywali głosowania na osoby, listy i programy sprzeczne z katolicką nauką i moralnością, zaś katolikom kandydowania do Sejmu z takich partii i list wyborczych. Komuniści uznali to orędzie za „casus belli”. Po sfałszowanych, zwycięskich dla tzw. bloku demokratycznego wyborach Kościół w prymasem Hlondem na czele, wyposażonym w specjalne pełnomocnictwa Watykanu, był jedyną w Polsce siłą, która mogła wyrazić publiczny sprzeciw wobec budowy totalitarnego państwa. Wyrazem tego stały się postulaty dotyczące nowej konstytucji. Episkopatu oczekiwał, że ustawa zasadnicza zostanie zbudowana na prawie naturalnym, będzie gwarantowała prawa człowieka, a relacje państwo-Kościół zdefiniuje jako „harmonijne współżycie”, w którym Kościół będzie miał pełnię swobody w wykonywaniu władzy duchowej.
 
Zamach
 
Powojenny okres prymasostwa kard. Augusta Hlonda był dla Kościoła w większości – do jesieni 1947 roku – czasem względnego spokoju. Komuniści zajęci rozprawą z antykomunistycznym podziemiem oraz z polityczną opozycją prowadzili z Kościołem tzw. politykę mijania. Sytuacja zmieniła się, gdy po przejęciu pełni władzy mogli przystąpić do frontalnego ataku na Kościół. Kardynał Hlond już po zerwaniu przez rząd we wrześniu 1945 roku konkordatu przewidywał, że w przyszłości nowa władza będzie dążyła do tego, by – podobnie jak to stało się z prawosławiem w Rosji – ograniczyć działania Kościoła tylko do liturgii, wyrzucając religię ze szkół, wszelkich instytucji i zagarniając kościelne mienie. Gdy więc powoli, ale z coraz większą siłą władze zaczęły ograniczać nauczanie religii w szkołach i laicyzować młodzież, prymas nie pozostał bierny. 8 września 1947 roku episkopat ogłosił z Jasnej Góry jedno z ważniejszych i mocno brzmiących orędzie do wiernych, w którym stwierdził, że „rząd nie tylko pozwala, lecz i pobudza partie i organizacje partyjne do walki z Kościołem, a nawet religią jako taką”. biskupi sprzeciwiali się ateizacji społeczeństwa i obrażaniu uczuć religijnych. Apelowali do rodziców, by domagali się respektowania ich prawa do katolickiego wychowania dzieci w szkole. Upominali się o przestrzeganie wolności obywateli, krytykowali przymuszanie ludzi do wstępowania do partii, sprzeciwiali się nadużyciom cenzury, zmuszaniu ludzi do pracy w niedziele i święta oraz wzywali do bojkotu prasy antyreligijnej. W odwecie UB wzywało księży na rozmowy, a wobec prymasa Hlonda podjęto próbę zamachu. Gdy w październiku 1947 roku wizytował parafie na ziemi lubuskiej i na Pomorzu, na trasie jego przejazdu dwukrotnie rozsypano gwoździe, a w poprzek drogi do Kamienia Pomorskiego rozciągnięto stalową linę na wysokości kierowcy samochodu, co dla podróżujących mogło skończyć się śmiertelnie. Prymas został jednak w porę ostrzeżony i zmienił trasę przejazdu.
 
Z Bierutem się nie spotkał
 
Na stosunkach prymasa z nowymi władzami ważyła sprawa spotkania – a raczej niespotkania się z Bolesławem Bierutem, najpierw prezydentem Krajowej Rady Narodowej, a od 1947 roku prezydentem Polski. Prymas, zgodnie z przyjętym założeniem, unikał zachowań, któ®e mogłyby być odebrane jako legitymacja nowej władzy. A na tym właśnie zależało Bierutowi i innym członkom władz. To z tego powodu wojewoda poznański Feliks Widy-Wirski namawiał prymasa po powrocie do kraju do złożenia wizyty Bierutowi i premierowi TRJN Edwardowi Osóbce-Morawskiemu i z tego powodu prymas Hlond konsekwentnie odmawiał. Wirskiemu tłumaczył, że nie ma w zwyczaju składania nowego homagium rządowi tylko dlatego, że ten rząd się zmienił. A w sprawozdaniu do Watykanu pisał: „Gdybym ją [wizytę – przyp. red.] złożył, to popsułbym, przynajmniej na znaczny czas, dobre stosunki i wielkie zaufanie, które prawie spontanicznie rodzi się między mną a narodem”. Do spotkania na szczycie nie doszło ani 30 maja 1946 roku, z okazji ingresu kard. Hlonda do prokatedry warszawskiej (był to czas przed referendum), ani w lutym 1947 roku, gdy Bierut został prezydentem. Gdy minister administracji publicznej Władysław Wolski zabiegał, aby z tej okazji prymas albo któryś z biskupów odprawił Mszę św. w prokatedrze, odpowiedział mu krótko: „Nie ma zwyczaju”. Nie zgodził się też na bicie kościelnych dzwonów. Wprawdzie w prokatedrze warszawskiej 9 lutego 1947 roku odbyła się Msza św. w związku z „wyborem” Bieruta na prezydenta, ale – jak pisze prof. Pietrzak – nie zanotowano, kto ją sprawował. Na pewno nie było na niej prymasa, a i Bierut nie przyjechał. Najbliżej spotkania Hlond-Bierut było w połowie 1947 roku, ale i do niego nie doszło z powodu napięć wywołanych pogromem kieleckim. Prymas Hlond miał kiedyś powiedzieć o Bierucie ambasadorowi Francji Jeanowi Baelenowi: „Nie pertraktuje się z diabłem”. Niemniej w pewnym momencie i on uznał – co nie sprzeciwiało się zasadom przyjętym w 1945 roku – że takie spotkanie byłoby konieczne z uwagi na coraz większe represje wobec Kościoła, na eliminowanie jego udziału w życiu społecznym. Stwierdził nawet, że wskazane byłoby stworzenie dwustronnej komisji do rozwiązywania problemów na linii państwo-Kościół, ale choć takie wstępne rozmowy wszczęto, do powstania komisji doszło już za nowego prymasa, kard. Stefana Wyszyńskiego.
 
W: Gość Niedzielny, dodatek specjalny „Prymas ze Śląska”, 15 września 2013.