"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ku obronie praw Polski do Boga (1)

Od Redakcji: Wojny, przewroty i rewolucje, które odcisnęły swoje krwawe piętno na całym XX wieku, miały wspólny mianownik: walkę z Bogiem. Ks. kard. August Hlond w przenikliwy sposób pokazuje, jak fałszywe filozofie i ideologie zatruwają ducha narodów, jak prowadzą do kryzysu moralnego i ekonomicznego. do zatraty człowieczeństwa. Bo człowiek mający nad sobą wykuwane przez bezbożników, wolnomularzy "niebo bez Boga' zdolny jest do największych zbrodni. Aby uchronić Polskę przed potopem neopogaństwa, Sługa Boży wskazuje na Kościół katolicki, który musi wezwać katolików do wielkiego czynu ratowania wiary i prawa Bożego.

List pasterski ks. kard. Augusta Hlonda
"O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem",
Poznań, Środa Popielcowa 1932

Moi Kochani Księża!
Najdrożsi Diecezjanie!

W Popielec idę do was z wezwaniem do pokuty. Tak Kościół każe. Więc "pochylcie głowy swoje Bogu" (ze Mszy ferialnej w okresie wielkopostnym), drodzy kapłani i ty, mój ludu ukochany. Niech je posypię popiołem obrzędowym, niech je krzyżem naznaczę i niech nad wami tę modlitwę mszalną odprawię, która nam miłosierdzie wyprasza, przebaczenie i łaski. Z postu i umartwienia, z modlitwy i skruchy nich się w duszach naszych zrodzi zmartwychwstanie z win, ocknienie z ospałości i pełna radość wielkanocnego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią.

Liturgia wprowadza nas w rozważanie Męki Pańskiej i największego szaleństwa, jakiego się człowiek dopuścił, zabijając swego Boskiego Odkupiciela. Niestety, ta walka z Chrystusem nie wygasła z Jego ofiarą na Kalwarii, lecz wybuchła na nowo, gdy po zesłaniu Ducha Świętego rozpoczął się zwycięski pochód Jego krzyża poprzez świat. W naszych czasach rozpętała się ona z niebywałą srogością. Bezbożnicy wszelkich krajów chcieliby na szczytach pychy człowieczej urządzić nową Golgotę, wystawić tam na szyderstwa Chrystusa, żyjącego w swym Kościele, a potem skończyć na zawsze z Nim, z Jego Imieniem, z Jego Ewangelią, z Jego wpływem na życie ludów i na ducha dziejów.

Ponawia się widowisko Męki Pańskiej. Rośnie nienawiść wrogów Chrystusowych. Zwalczają Jego naukę, podają w pogardę Jego prawo, burzą jego świątynię, zniesławiają i gnębią Jego Kościół, "fałszywie oskarżając go o wiele rzeczy" (Mk 15,3), po podburzanie narodów, o buntowanie przeciw zwierzchności świeckiej, o ukryte zamiary zagarnięcia władzy państwowej: "Tegośmy znaleźli podburzającego naród nasz i zakazującego daniny dawać cesarzowi i mówiącego, że On jest Chrystusem Królem" (Łk 23,2). Grożąc niełaską możnych, wymuszają nieprzyjazne dla katolicyzmu zarządzenia, a od kierowników państw domagają się jego zagłady: "Jeżeli tego wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarskim" (J 19,12). Już się w związkach światowych szykują tłumy "namówione" (Mt 27,20), które żądać mają Jego skazania. Sumienie pyta znowu: "Cóż złego uczynił? Żadnej przyczyny śmierci w Nim nie znajduję" (Łk 23,22). A "poduszczone rzesze" (Mk 15,11) mimo to nalegać będą, jak przed Piłatem, "glosami wielkimi żądając, aby był ukrzyżowan. I wzmacniają się głosy ich" (Łk 23,23). Znać pośpiech nerwowy w szeregach bezbożnych. Chcą tę rozprawę czym prędzej przypieczętować nowym bogobójstwem w życiu ludzkości.

Skupieni pod krzyżem Chrystusowym rozpamiętywajmy te współczesne "gorzkie żale". Niech dzieje nie powtórzą o dzisiejszym pokoleniu ewangelicznego zapisku: "Wtedy uczniowie Jego opuściwszy Go, wszyscy uciekli" (Mk 14,50). Niech Jezus na swej dzisiejszej drodze krzyżowej nie tylko współczucie i żal w naszych duszach wzbudza, lecz także postanowienie śmiałego czynu apostolskiego ku ratowaniu świata, aby Zbawiciel i do nas rzec nie musiał: "Nie płaczcie nade mną, ale sami nad sobą płaczcie i nad synami waszymi" (Łk 23,28).

I. Burza będzie, bo czerwieni się smutne niebo (Mt 16,3)

Nieprzypadkowo się zdarza, że świat w bezradności drętwieje. Nie są przygodnym zjawiskiem ani te napięcia międzypaństwowe, które zagładcze wojny wróżą, ani te przewlekłe powikłania w życiu publicznym. Nie jest to następstwem chwilowego zbiegu okoliczności, że się cywilizowane narody w chaos społeczny zamieniają i że na gruncie wczorajszego dobrobytu wybujać mogły groźne zjawy kryzysu gospodarczego. Wobec rozstroju w wszystkich dziedzinach życia i wobec rozpadania się kultury wieków nie można się tym łudzić, że skoro jakimś nieprzewidzianym sposobem poprawią się warunki rolnictwa, przemysłu i handlu, wrócą same przez się minione czasy uczciwe i dostatnie.

To, co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. Ten ostry załom rozwoju ludzkości to dowód, że bez pierwiastka Bożego narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów. Ten bezład, to gmatwanie się stosunków, to rysowanie i kruszenie się ustrojów jest bankructwem  bezbożnictwa wszelkiego stopnia i wszelkich rodzajów, bankructwem bezbożnictwa w etyce, bankructwem bezbożnictwa w życiu prywatnym i zbiorowym, bankructwem bezbożnictwa w życiu publicznym i w stosunkach międzynarodowych.

Hasła, odmawiające Bogu prawa do ludzkości, zapowiadały przyszłość skąpaną w błyskach postępu ziemskiego, prorokowały rajskie szczęście, nieskrępowane niczym i nikim. A oto narody przekonują się, że są na bezdrożach i że zamiast pomyślności idzie ku nim poprzez pustkę ludzkich wieszczb i zwodzeń jakaś wielka mścicielna godzina. Zawisł nad nimi złowrogo ten "młot wszystkiej ziemi" (Jr 50,23), którym sobie z materii wykuwały niebo bez Boga. A czyny ich, wyrosłe ze wzgardy praw Bożych, ciąć poczyna sierp ostry (Ap 14,18), którym anioł Objawienia grzeszne dzieje ludzkie "zbiera i wrzuca w kadź gniewu Bożego wielką" (Ap 14,19). Nic wesołego nie zwiastuje brzask tego dnia, którego krwawa jutrzenka odsłania smutne niebo.

"Będzie burza". Skąd w kraje wpadnie? Którędy się przewali? Co w swym niszczycielskim pochodzie złamie i zmiecie? Kogo zniszczy, a kogo oszczędzi?

Sumienie ludów poczyna "rozsądzać znaki nieba" (Mt 16,4). Budzą się pokutnicze nastroje, żal i błagania, które dusza polska tak rzewnie i tak mocno wypowiada w suplikacjach. Ale nie dość błagać: Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie! Nie dość wołać: Od gniewu Twego, wybaw nas, Panie! Trzeba dodać: "Od nieprawości", która "kłamała sobie" (Ps 26,12) i nam kłamie, wybaw nas, Panie! Od wrogów Krzyża Twego, wybaw nas, Panie! Aby Królestwo Twoje do nas przyszło, prosimy Cię, Panie!

Bo są tacy, którzy się możliwością wstrząsów i katastrof nie przejmują. Są ludzie, którzy się z radością wpatrują w czerwoną zorzę nad światem i widzą w niej pożądaną zapowiedź chwili, w której przepaść mają wiara, zasady moralne, prawo przyrodzone, objawione, chrześcijaństwo, Kościół. Oni ten krwawy brzask witają jako godzinę swoją, jako godziną zamieszania i wzburzenia ludów, godzinę walk i mordów, głodu i rozpaczy. W tę godzinę chcą rozwinąć nad światem czarną chorągiew szatana. Przyszłe czasy mają się w ich oczekiwaniu ustalić na zasadzie człowieczeństwa bezwzględnie wyzwolonego od Stwórcy.

Takie są zamierzenia nie tylko bolszewików i bezbożników sowieckich. Takie cele nęcą wolnomyślicieli, racjonalistów, wolnomularstwo, wyznawców ateistycznego materializmu, bezwyznaniowców. Tę chwilę gotuje laicyzm, który już dziś z wszystkich dziedzin życia zdziera znamiona i ślady religijne. Do tego zmierzają te filozofie i teorie, które ani w dziedzinie społecznej, ani w życiu publicznym nie uznają powagi prawa Bożego. Nad tym już dziś pracują szerzyciele zepsucia i bezwstydu, niszczyciele rodziny, sekty, wrogowie Kościoła.

Ratunek?

Przy rozpływaniu się autorytetów, nawet religijnych, tylko katolicyzm zachował pełną świadomość swego powołania. Wszyscy inni poczynili już ustępstwa na rzecz naturalizmu, zdają neopogaństwu obronne okopy wiary i obyczajów i idą w służbę tego, co modne, łatwe, władne i popłatne. Na szańcu pozostał katolicyzm. Na nim spoczął cały ciężar obrony prawa przyrodzonego, przyrodzonych praw jednostki i rodziny. Czy poza nim broni jeszcze kto świętości i nierozerwalności małżeństwa? Czy oprócz niego odgradza ktokolwiek niezłomną barierą moralną życie prywatne i publiczne od barbarzyństwa? Tylko katolicyzm dźwiga jeszcze ludy na wyżyny zasad Bożych, których do słabostek i przelotnych zachcianek czasu nie obniża.

Toteż ocalenia od moralnej zagłady wyczekują narody nie od kogo innego, jeno od Kościoła Chrystusowego. Oczy świata zwracają się ku Opoce Piotrowej, o której katolicy i niekatolicy wiedza, że się w potopie zła nie pogrąży.

A jakaż jest rola Kościoła i katolików wobec przemian, które świat pod naporem bezbożnictwa przeżywa i wobec przyszłości, która się z nim wyłania? Czy wyprowadzi ludzkość do nowej ery, owianej duchem Bożym?

Nie możemy o tym wątpić, ale nie możemy też daremnie na to liczyć, jakoby się to stać miało jakimś cudem Bożym. Dokona tego Kościół, nawet mimo ucisku, odradzając się wewnętrznie do pełnej żywotności mistycznego ciała Chrystusowego i wytężając energie swoje w wielkim apostolskim wysiłku, do którego go od lat dziesięciu wzywa nieustannie Ojciec Święty.

Pod widoczną opieką Matki Najświętszej wiedzie Kościół ludy, lub ich rozbitki, w nowe czasy w imię Tego, który rzekł: "Ufajcie, jam zwyciężył świat" (J 16,33).

za: Nasz Dziennik nr 68/2017, 16-17.