"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Ks. Jan Konieczny TChr - Założyciel w Potulicach

Sługa Boży August Hlond, jako zakonodawca, po raz pierwszy przyjechał do Potulic 21 października 1932 r. w związku z pogrzebem Anieli hr. Potulickiej. Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych pozostał jeszcze jeden dzień w Potulicach, by osobiście poznać każdego nowicjusza, a całej wspólnocie wytyczyć główne kierunki procesu formowania siebie i kształtowania w swoim sercu, sercu nowicjusza – chrystusowca, czytelnego obrazu Chrystusa. Sługa Boży w czasie pierwszej potulickiej konferencji wskazał chrystusowcom najistotniejsze punkty formacji swojego nastawienia, które pozwalają zrozumieć głęboki sens życia zakonnego w pełnieniu misji wychodźczej.

Na początku pierwszego przemówienia wskazał na konieczność uświęcenia, jako fundamentu chrześcijańskiego życia, a w szczególności życia zakonnego oraz na pomoc Bożą, na łaskę, którą każdy otrzyma jeśli będzie o nią skutecznie zabiegał. W tej z pokorą przyjętej pomocy widział szczególne warunki, w której mogło się dokonywać uświęcenie. W entuzjastycznie wypowiedzianych słowach żądał od nowicjuszy ducha ofiary jako gwaranta duchowego rozwoju, jako tej uprawnej roli dla wzrostu ziarna świętości. Powołał się przy tym na salezjanów, ponieważ był głęboko przekonany, że swój rozwój zawdzięczają dzięki szczególnemu praktykowaniu ofiary, który ks. Bosko głęboko wpoił w to zgromadzenie.

Pragnął, by przyszłych chrystusowców cechowała pogoda ducha. To swoje pragnienie wyraził słowami: “Na koniec moi kochani nowicjusze jeszcze jedna uwaga. Wystrzegajcie się ponurości. Kto stale chodzi zachmurzony, posępny, ten okazuje, że tam, w jego duszy albo w jego nerwach jest coś nie w porządku. Radość i wesele niech was nigdy nie opuszczają. Macie pracować wśród ludzi, którzy ciężkie wiodą życie (…) Macie im zanieść radość życia, macie ich pocieszać, uszczęśliwiać. Świętość wasza niech będzie pogodna, jasna, radosna”.

Gdy piąty raz przybył do Potulic w dniu 4 VI 1933 r. widząc, pomimo trudów i najróżniejszych utrapień, radosne i rozpromienione twarze nowicjuszy, sam będąc pełnym radości, mówił do swoich duchowych synów: “Chłopcy trzymajcie się dobrze”. Wówczas to jakby potwierdził jeszcze raz swoim ojcowskim uśmiechem z jaką radością należy służyć Bogu.

Sługa Boży przyjeżdżał do Potulic co pewien czas. Jedną z okazji był obrzęd włożenia szat duchownych (8 XII 1932) na pierwsze szeregi nowicjuszy. Żywe były jeszcze w pamięci słowa – wskazówki udzielone w czasie Jego ostatniej wizyty, a już udziela nowych. “Katecheza” z 8 XII 1932 r. była kontynuacją pierwszej, a słowa jej “weszły w serca, niby krople rosy w rozwarte kielichy kwiatów” – jak przekazuje kronikarz. Możliwe, że jest to tylko zewnętrzny ton kronikarza, ale przecież wśród wielu niewiadomych, jakie pierwsi chrystusowcy zastali w Potulicach, oczekiwali oni konkretnego umocnienia i wskazań na przyszłość, aby łaska Boża mogła działać cuda swojej miłości w ich sercach. Przecież te spotkania z Założycielem były umocnieniem ich trwania we wspólnocie, do której wstąpili, by realizować jej misję i charyzmat w przyszłości.

Sługa Boży postanowił po tej uroczystości pozostać jeszcze kilka dni w tym zacisznym miejscu, by napisać Ustawy Zgromadzenia. Jednak na skutek choroby musiał przerwać ten zamiar i wypełnił go dopiero przed pierwszymi ślubami, które sam odbierał w Potulicach od swoich duchowych synów.

Okazjami do kolejnych odwiedzin były m.in. uroczystość poświęcenia kaplicy nowicjackiej (1 I 1933) czy też poświęcenie Drogi Krzyżowej (26 III 1933). Założyciel pamiętał również o swoim zgromadzeniu, zwłaszcza gdy nadchodziły święta, przesyłając nie tylko życzenia świąteczne, ale także konkretną pomoc materialną. Sługę Bożego interesowało wszystko, co działo się w nowym domu, wnikał swoją troską nawet w niektóre szczegóły z życia wspólnotowego. Zawsze ukazując swoje zawierzenie i zaufanie Bogu, polecał chrystusowcom liczyć stale na pełne kasy Opatrzności Bożej oraz ulegać tchnieniom światła Ducha Świętego w odczytywaniu wielkości posługi i misji zgromadzenia, dla której można i trzeba wszystko poświęcić. Również w czasie swych odwiedzin w Potulicach zwracał uwagę na sprawy materialne.

Duch, styl życia nie tylko zewnętrzny, ale przede wszystkim wewnętrzny, opisany i zawarty jest w Ustawach Zgromadzenia. Założyciele przelewają w nie swoje własne doświadczenie wewnętrzne. Sługa Boży August Hlond w Ustawach Towarzystwa zamknął doświadczenie salezjanów, swoje doświadczenie życiowe oraz znajomość potrzeb duchowych “polskich tułaczy”. Wynikiem tego były Ustawy krótkie i jasne, ale zarazem głębokie w treści. W 86 artykułach zawarł całą ideę życia zakonnego i obowiązki jakie z niej wynikają oraz zewnętrzne zadania specyficzne dla Towarzystwa.

Pisząc te Ustawy Założyciel niewątpliwie chciał, by członkowie tego zgromadzenia mieli jasne pojęcie o celu życia zakonnego, poznali wzniosłość nowych zadań, oraz aby poruszeni tymi ideałami umieli za nimi kroczyć. Spośród wszystkich rozdziałów najbardziej charakterystyczne są te, które mówią o celu, o duchu Towarzystwa, o ślubach, o życiu modlitwy oraz te artykuły, które mówią wprost o przygotowaniu do pracy wśród emigrantów. Wczytując się i rozważając je można poznać jak Założyciel pojmował życie zakonne oraz czego żądał od tych, którzy je podejmowali. Na pierwszym miejscu wszystkim chrystusowcom stawia najpierw jasno przed oczy cel Zgromadzenia, którym jest: ”uświęcenie się jego członków przez usilne pielęgnowanie życia nadprzyrodzonego, przez wierne zachowywanie ślubów i praktykę cnót zwłaszcza zakonnych oraz przez niepodzielne oddanie się na służbę Bożą w duchu Zgromadzenia”. (§1). W realizacji tego podstawowego celu widzi owocność pracy w przyszłości. Bez wewnętrznego uświęcenia, które zdobywa się na modlitwie, nie można spodziewać się, że praca będzie pełniona z oddaniem w duchu ofiary dla zadań zgromadzenia.

Apostolstwo wśród wychodźców, jak podkreślał A. Hlond, nie jest łatwą misją, którą musi spełnić kapłan, zakonnik. Trud pracy wychodźczej Sługa Boży znał z obserwacji, z rozmów prowadzonych wśród Polaków na całym prawie świecie oraz z rozmów z ich ordynariuszami. Konieczną więc było rzeczą, by kandydaci na takie pasterskie posługiwanie odznaczali się głębokim życiem wewnętrznym, odpornością psychiczną, dobrym zdrowiem i optymizmem życiowym. Stąd też poprzez Ustawy Sługa Boży ukazuje nam potrzebę głębokiego życia wewnętrznego.

Każde zgromadzenie ma swoje metody doskonalenia wewnętrznego, pracy nad sobą, ma swoją zakonną ascezę, ma swoją ścieżkę na drodze do miłości Bożej. O tym, jakiego ducha chciał zaszczepić Założyciel nowemu zgromadzeniu, świadczą cechy, które opisał w §8 Ustaw. W paragrafie tym przekazuje nam pragnienie, by wszelka czynność była skierowana na apostolstwo na rzecz wychodźców. Akcentując to zadanie Sługa Boży pragnął, by zapadło ono głęboko w serca chrystusowców stając się jedynym zewnętrznym celem.

Jego wymagania wobec swoich duchowych synów są maksymalne: mówi o niepodzielnym oddaniu się sprawie Bożej w wychodźstwie, o poświęceniu wszystkiego dla dobra tułaczy polskich. To ma być drogą naszego uświęcenia, dorastania do wiekuistego szczęścia w Bogu. Przekazuje je słowami: “Aby się nie sprzeniewierzyć posłannictwu, do którego Opatrzność głosem Ojca św. Piusa XI powołała nasze Zgromadzenie, nie będzie się ono podejmowało żadnych innych zadań a natomiast skieruje wszelkie energie i wysiłki ku misji wychodźczej, którą członkowie będą pojmowali jako swoje szczytne powołanie oraz jako drogę swego uświęcenia i zbawienia wiecznego” (§ 4), oraz: “Zgromadzenie nie nakłada swym członkom szczególnych postów i pokut zewnętrznych. Ulubioną i stałą pokutą członków powinna być bezwzględna wierność dla ducha Zgromadzenia nacechowana poświęceniem praca dla jego posłannictwa (§ 15).

Wielkość i szlachetność tej misji była podtrzymywana przez Sługę Bożego przede wszystkim w przemówieniach do swoich nowicjuszy. Poprzez nie we wnętrzu chrystusowca rozpalał zapał i pragnienie, by szczerze i całkowicie poświęcał się temu zadaniu.

Potulice coraz bardziej stawały się ośrodkiem, do którego przyjeżdżało wielu dostojników kościelnych i państwowych. Jedni podkreślali misję krzewienia kultury polskiej, a inni ukazywali również troskę o obronę wyznawanej wiary. Aby prawidłowo ująć takie potrzeby Założyciel pisze: “Zasadniczym zadaniem Zgromadzenia jest apostolstwo na rzecz rodaków za granicami Państwa a więc przede wszystkim wszelka działalność duszpasterska i religijna wśród nich, a w miarę potrzeb i możności, także społeczna i kulturalna opieka nad nimi”. (§2)

Drogą cechą, którą A. Hlond chciał wszczepić w swoich duchowych synów, jest duch ofiary. O tym duchu, będzie często mówił, o nim będzie pisał listy, stale będzie go podkreślał. Nie wyobrażał sobie, by instytut zakonny mógł istnieć i rozwijać się bez ducha ofiary.

Trzecią charakterystyczną cechą ducha Potulic, kreśloną przez Założyciela przed oczyma chrystusowców jest: “Bezwarunkowa karność wewnętrzna w duchu wiary”. W tej myśli zawarty jest nie tylko charakter, ale przede wszystkim pobudki jakie powinny kierować chrystusowcem w realizacji tej rady, prośby, a może wskazania.

Od początków rozwoju życia monastycznego zwracano szczególną uwagę na ogołacanie siebie nawet w wymiarze zewnętrznym. Przy zakładaniu nowego zgromadzenia zakonnego Sługa Boży A. Hlond zwraca również szczególną uwagę na ten rys, który ma doprowadzić do praktykowania cnoty ubóstwa, by móc odrywać się od dóbr tego świata i skuteczniej sięgać po dobra wieczne.

Sam przejęty był do głębi wartością cnoty ubóstwa i przekonany był o tym, że jedynie na tej drodze można wysłużyć sobie błogosławieństwo Boże, zarówno w wymiarze jednostkowym jak i dla całego Zgromadzenia. Twierdził, że to szczególne nastawienie zapewni Towarzystwu rozwój. Chciał dać swoim synom takie właśnie pojęcie i pragnął ich zachęcić, i zobowiązać do sumiennej praktyki tego ślubu. Jak sam mówił, nie ma ubóstwa tam, gdzie nie ceni się umartwienia, gdzie ucieka się przed krzyżem. Takie konkretne wskazanie zamknął w słowach: “Profesi będą się doskonalili w praktyce cnoty ubóstwa, które zasadzać się będzie na ukochaniu Krzyża i umartwienia, na zupełnym oderwaniu serca od ziemskich dóbr i przywiązań, na wyrzeczeniu się próżności światowej i wygód osobistych a na szczególnej trosce o dobro Zgromadzenia”. (§41)

Sługa Boży pragnął, by wszyscy uświadomili sobie po co wstąpili do zakonu, a więc “nie po to, by mieć wygody, dostatek a w wypadku choroby możność kosztownych kuracji” – lecz, że celem ich życia w zakonie jest “by z Chrystusem żyć w ubóstwie i zaparciu siebie”. (§43)
W ostatnim, jakby dołożonym zdaniu, ale rozpoczynającym się od akapitu zawarł przestrogę: ”Duchem ubóstwa i ofiary stać będzie Zgromadzenie; samolubstwo, wygody i bogactwo sprowadziły by na niego kary Boże i upadek”. (§43)

Wszyscy założyciele instytutów zakonnych podkreślali, zgodnie z nauką Kościoła, wartość i znaczenie modlitwy nie tylko jako środka uświęcenia osobistego, ale również jako gwaranta skutecznej pracy apostolskiej.

Doceniając wartość modlitwy Założyciel zasadniczo nie wprowadza żadnych praktyk specjalnych, kładąc jedynie nacisk na sumienną realizację praktyk podstawowych nakazanych przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Przypomina znaczenie odprawianych ośmiodniowych rekolekcjach. (por. §62)

Członków cechować będzie: “duch pobożności prostej, szczerej, zdrowej, unikającej osobliwości i dziwactwa, a płynącej z miłości Boga i dziecięcej ufności do Niego i całkowitego oddania się Jego sprawie”. (§63)

Mówiąc o życiu duchowym Sługa Boży pragnął, by każdy chrystusowiec zwrócił szczególną uwagę na: “głębokie życie eucharystyczne, na pielęgnowanie nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego, na głęboką i synowską miłość do Matki Najśw”. (§64)

Widział w tych praktykach wielką siłę, gwarancję przetrwania i zwyciężenia zła w życiu człowieka, zakonnika.

Dla przyszłej pracy misjonarza emigrantów ważne jest by sam dobrze i uczciwie przygotował się do niej w czasie formacji seminaryjnej. Znając z ustawicznych kontaktów listownych i bezpośrednich warunki życia na emigracji, Sługa Boży postanowił, by zaraz po święceniach nie wysyłano młodych kapłanów do pracy za granicą. (por. §75)

Według Założyciela mieli oni najpierw odbyć przez pewien czas praktykę pastoralną w kraju zapoznając się z duszpasterstwem polskim. Praca na emigracji łączyła się z niebezpieczeństwami moralnymi, tak ze strony naturalnych warunków klimatycznych jak i otoczenia. W związku z tym zwraca szczególną uwagę na czystość życia: “Członkowie Zgromadzenia Chrystusowego dla Wychodźców będą z tym większą czujnością strzegli cnoty czystości, że mają spełnić swe posłannictwo po części w klimatach pod tym względem groźnych, a nie raz spotykać będą w życiu wychodźstwa nie tylko opłakany stan moralny, ale wielkie dla swej duszy niebezpieczeństwa”. (§47)
i dalej:
“w tym celu będą w pokorze, skupieniu i umartwieniu pomnażali w sobie życie łaski, wznosząc się w miłości Boga coraz wyżej ponad to, co jest marnością i przyziemnością ziemską”. (§48)

Będąc założycielem instytutu zakonnego dla duchowej opieki nad polskimi emigrantami starał się August kard. Hlond o duchowe wyrobienie przyszłych misjonarzy, o ich ducha ofiary i karności zakonnej, o ducha głębokiej modlitwy, a równocześnie chciał przygotować ich praktycznie do pracy apostolskiej wśród emigrantów, czego wyrazem są przytoczone wskazania.

Druk: Głos Seminarium Zagranicznego /1997 s. 9-15