"Wszyscy mają prawo do mej miłości, do mej pracy i opieki i wszystkim chcę służyć, wszystkimi się zająć, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać", ale "nie odmawiajcie Bogu żadnej ofiary".

Dr Zofia Skowrońska - Wspomnienie

Dobrze pamiętam, że nie chciano wpuścić ks. kard. Hlonda na ul. Miodową, po jego powrocie do kraju. Zamieszkał więc początkowo w Seminarium Duchownym na III piętrze. Tam złożyła mu pierwszą wizytę. Zapytała wówczas o przyczynę jego wyjazdu z Polski na początku wojny. Nie ręczy za ścisłość, ale wydaje jej się, że ks. kard. Hlond mówił o otrzymanym od nuncjusza poleceniu. Wie na pewno, że wspominał też o wywiezieniu przez siebie cennych dokumentów, które nie mogły dostać się w ręce Niemców. Kiedy ks. kard. Hlond dojechał do południowo-wschodniej granicy, nie miał już odwrotu. Podczas rozmowy wyraźnie powiedział jej, że ma świadomość rzucanych na niego oskarżeń o ucieczkę. Zapewniał jednak, że według jego sumienia, to nie była ucieczka.

W czasie tego spotkania otrzymała od Ks. Kardynała polecenie, a raczej usłyszała prośbę, by spisała męczeńskie dzieje archidiecezji warszawskiej. Do dzisiaj pamięta ogromną delikatność. Kardynał, który zapytał ją, czy może o to prosić. Ona odrzekła, że ma prawo rozkazywać. Na to ks. kard. Hlond powiedział: “Twórcy nie można kazać, jego można tylko prosić”. Dosłownie zapamiętała to zdanie.

Według życzenia zajęła się zbieraniem materiałów do męczeńskich dziejów archidiecezji warszawskiej. Przez to nawiązała się bardzo ścisła współpraca. Ks. Kardynał chciał mieć to opracowanie (jak mówił), by pokazać światu hitlerowskie zbrodnie. Zamierzał zabrać je do Rzymu, gdzie się wybierał. Dał p. Skowrońskiej do dyspozycji pomoc Kurii w zbieraniu materiałów. Opiekę nad tym miał z jego polecenia obecny biskup Majewski z Warszawy. Jednakże Kardynał interesował się stale postępami pracy, nawet omawiał przygotowanie szaty graficznej. Projekty wykonał grafik, p. Bartłomiejczyk (dziekan w Akademii Sztuk Plastycznych). Ks. kard. Hlond zwrócił uwagę, by szata ta nie była zbyt piękna, skoro Warszawa leży w gruzach. Niestety, w przeddzień wyjazdu Kardynała do Rzymu gotowy był tylko maszynopis. On oznajmił, że maszynopisu nie może wręczyć Ojcu Świętemu. Gdy pierwszy arkusz druku otrzymano do korekty i p. Skowrońska chciała przedstawić go Ks. Kardynałowi, on nie żył już od godziny. Przybyła bowiem z tym arkuszem do Domu Prymasowskiego właśnie bezpośrednio po śmierci. *) Miała możliwość zobaczyć Kardynała co dopiero umarłego. Uderzyło ją piękno jego twarzy. Pojechała więc do Kurii i prosiła, by koniecznie zrobić fotografię lub maskę pośmiertną tej twarzy.

Po śmierci ks. kard. Hlonda posłała wspomnianą pracę do Rzymu. Na pierwszej stronie dała fotografię Kardynała, bo on był także tym, który w czasie wojny cierpiał za Polskę. Praca została przekazana przez bpa Choromańskiego. Podziękowanie przesłano na ręce biskupa Majewskiego. Ona pamiętała, że podpisał je ówczesny substytut w Sekretariacie Stanu, Montini. Kiedy więc na II zjeździe archiwistów w Mediolanie spotkała Montiniego jako arcybiskupa mediolańskiego, zapytała o kopię tego pisma. Wyjaśnił, że na pewno jest w Sekretariacie Stanu i polecił jej tam się zgłosić. Rzeczywiście otrzymała tę kopię i aktualnie jest w jej posiadaniu.

Dlaczego kard. Hlond bardzo pragnął, by taka praca została przygotowana? Bo już w czasie wojny Sekretariat Stanu prosił kard. Sapiehę o wykaz księży polskich w więzieniach i obozach. Po wojnie takie opracowania przygotował ks. Liedtke dla diecezji chełmińskiej. Przygotowano też dla diecezji włocławskiej i zdaje się, że dla krakowskiej. Kard. Hlond pragnął więc, żeby to samo zrobiono dla archidiecezji warszawskiej. Przy okazji powiedział: Polska ma taką kartę z ostatniej wojny, że świat musi o tym wiedzieć.

W czasie jej kontaktów z Kardynałem zawsze uderzała jego prostota i dobroć. Charakteryzuje to następujący szczegół. Kard. Hlond miał wizytować dekanat, w którym p. Skowrońska posiadała rodzinny mająteczek. W czasie rozmowy na temat układu pracy powierzonej jej do napisania, Kardynał zapytał, jak daleko jest od szkoły do jej posiadłości. Gdy dowiedział się, że 2 km, wyraził chęć złożenia tam wizyty. Nie zraził się opowieścią, że tam są gruzy. Odrzekł: “Mam większe gruzy w Warszawie”. Wnuczka p. Skowrońskiej nie była ochrzczona. Eminencja wyraził chęć, że ją ochrzci. Po dwóch dniach przybyła do niego powtórnie, oznajmiając, że warunki polityczne nie pozwalają jej na przyjęcie tej wizyty. Kardynał rozumiał ludzi, więc po prostu powiedział: trudno, nie przyjedziemy.

W czasie choroby Kardynała zaczęła szukać wody z Lourdes, bo pamiętała, jak uratowała ona jej synka w czasie beznadziejnej choroby. Udało się jej zdobyć tę wodę od ss. wizytek. Bp Choromański podawał ją Kardynałowi łyżeczką. On mówił: “Jeżeli Matka Najświętsza chce, żebym był zdrowy, dawajcie mi tę wodę”. Kiedy miał świadomość, że umrze, odmówił jej przyjmowania.

Kardynał pragnął przyjąć wiatyk przyniesiony mu na sposób rzymski. Mówił: “Niechaj Warszawa wie, jak rzymski kardynał umiera”. Przed śmiercią donośnym głosem odmawiał Credo, dobrze słyszane także przez tych, którzy stali na korytarzu.

P. Skowrońska mieszkała wówczas u ss. loretanek, gdzie na polecenie Kardynała została umieszczona przez bpa Majewskiego. Tam przywiozła wiadomość o śmierci Matka Generalna. P. Skowrońska zaraz pojechała i właśnie spamiętała ten piękny wyraz twarzy w godzinę po śmierci.

Na pogrzeb szła ulicami pieszo. Im bliżej katedry, tym tłumy były większe. Aleje Ujazdowskie zalane wprost ludźmi, po obu stronach. Słyszała jak mówiono: Interrex umarł.
Wiele wrzawy w Warszawie sprawiła kwestia mianowania biskupów dla Ziem Zachodnich. Pod wrażeniem plotek wprost zapytała: Dlaczego nie stara się załatwić tej sprawy (można było mówić mu wszystko otwarcie, nie obrażał się). Odpowiedział najpierw: I Pani przeciwko mnie? Potem wyjaśnił trudności. Szczegółów nie pamięta.

Może zaświadczyć, że także pojono go goryczą. W Warszawie przebywał dwa lata, lecz był to ogromny krzyż. Nie potrafi opowiedzieć, jak wiele uczynił dla Polski. Słyszała, jak sami biskupi oświadczali, że on zorganizował życie kościelne w Polsce powojennej.

Kiedy mówiono o kasacie klasztorów i beneficjów proboszczowskich, spokojnie oznajmiał: nie boję się o ubóstwo dla swoich kapłanów, plewy odpadną, złoto zostanie.

Wielkie wrażenie sprawiło sprowadzenie kard. Griffina do Polski na uroczystości Bożego Ciała (do Łowicza). Przewidywano komplikacje ze strony władz. On mówił: Niech oni się boją, ja się nie boję. Dlatego po śmierci, najlepsze świadectwo dał mu ten właśnie angielski Kardynał.

Kiedy p. Skowrońska była w trudnych warunkach, polecił, żeby zamieszkała na plebani przy katedrze warszawskiej (dawna pracownia abpa Szlagowskiego), by całkowicie mogła oddać się pracy naukowej. Kardynał gruzów się nie bał. Polecił pochować się w gruzach katedry warszawskiej, żeby wcześniej ją odbudowano.

Po śmierci Kardynała była załamana. Wtedy otrzymała znak od niego. Wracając z pogrzebu znalazła zawiadomienie ZUS-u, że przyznano jej wczasy jako emerytowanemu urzędnikowi Ministerstwa Kultury. A bardzo ich potrzebowała.

W Rzymie stale odczuwa jego opiekę i obecność – “pracuję pod jego kierunkiem”. Ma uznanie za swoją pracę, od trzech kolejno papieży, wielu kardynałów, ostatnio od kard. Tisserant. Ona wie, że to od niego.

Pierwszą swoją podróż odbyła do Rzymu (1930), by zebrać materiały archiwalne. Ministerstwo przyznało jej wystarczający fundusz. Potrzebowała poparcia czynników kościelnych, by łatwo dostać się do Archiwum Warszawskiego. Ówczesny jej ojciec duchowny, dzisiejszy Prymas Polski, powiedział: Kard. Hlond da takie poparcie. Zgłosiła się. To był pierwszy bezpośredni kontakt. Przyjął ją z wielką prostotą i od razu oczarował swoją osobowością. Pytał o warunki pracy i życia. Kiedy mówiła, że ma synka, pragnął zobaczyć jego fotografię. Otrzymała z Rzymu piękny list i błogosławieństwo, które dał jej na samodzielną pracę naukową (dotąd jej dorobkiem były dwa tomy tłumaczeń). W Rzymie przebywała rok, to dało jej podstawę do późniejszej pracy naukowej, rzeczywiście samodzielnej.

We Włoszech zapoznała się z organizacją archiwów. Przejęta tym, co widziała, ujęta “lettera circolare” biskupów włoskich w sprawie archiwów, starała się do tych samych idei przekonać Kardynała, po swoim powrocie do kraju. Było to przed synodem prowincjalnym. Skontaktowała się z ks. Kwolkiem z Przemyśla. Wspólnie przygotowali wniosek na synod w sprawie archiwów kościelnych. Kardynał zainteresował się projektem, lecz orzekł, że w Polsce lepiej nie tworzyć archiwów centralnych. Mówił: Pierwsza wojna je zmiecie, niech lepiej będą podzielone. Wtedy nie rozumiała stanowiska Kardynała. Dziś widzi, jak potrafił patrzeć w przyszłość. Jej idee pozwolił propagować wśród duchowieństwa i ułatwił jej druk artykułów w “Ateneum Kapłańskim”, którego redaktorem był obecny Prymas Polski. Została także zaproszona na uroczystą sesję, otwierającą synod plenarny. Niemniej, brak pełnego zrozumienia ze strony kard. Hlonda w sprawie archiwów odsunął ją od niego. Doszła do tego niechęć Warszawy na tle rozdmuchanej sprawy prymasostwa Królestwa Polskiego, posiadanego przez arcybiskupa warszawskiego. Ona temu ulegała, a jednak dostrzegała ogromny takt i pokorę kard. Hlonda w tym czasie i w tej sytuacji.

Bliższe kontakty zostały nawiązane po wojnie, w okresie warszawskim kard. Hlonda. Pomogła do tego jego znajomość z kapłanami, których kard. Hlond wysunął na biskupstwa (bp Świrski, bp Falkowski, bp Pawłowski). Jak mało kto, umiał dobierać sobie współpracowników różniących się od niego i między sobą. A on to wszystko harmonizował. Jeżeli męczył się, brał różaniec i modlił się. Przez to wypoczywał, mówił.

Kardynał był człowiekiem silnej woli, zarazem muzykiem. Ten talent muzyczny odczuwało się w jego mowie. “Mówił nutami”. Zdania jego były jakby “wykute”.

Wie, że bardzo wiele cierpiał i przeżywał. A ukrywał to w modlitwie (w różańcu). Na jego twarzy nie było grymasu, goryczy, a zwłaszcza nie było pogardy dla nikogo.

Największe i niezapomniane wrażenie pozostawiła jego śmierć. Miał zawsze wielkość, majestat w sobie. Nie sztuczny, nie robiony. Jestem przekonana, że po wyjaśnieniu tego szczegółu, jakim był jego wyjazd z Polski na początku wojny, przejdzie on do rzędu błogosławionych.

Archiwum Ośrodka Postulatorskiego Kard. Augusta Hlonda w Poznaniu